Page 437 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 437
*
Nie minęło więcej niż parę dni, odkąd Miriam opuściła lazaret, gdy przemieniła
się w prawdziwą gadułę. Jeśli nie miała do kogo mówić, śpiewała jak kanarek
piskliwym głosem. Nawet kiedy nic nie mówiła czy nie śpiewała, ciągle szumiały
w jej głowie jakieś słowa lub melodie – a także śmiech. Czuła jakieś dziwne dła-
wienie, jakby coś bardzo komicznego łaskotało ją od wewnątrz. Jednocześnie
w jej sercu jątrzyła się otwarta rana i łzy nieustannie cisnęły się do oczu.
Poszła do lazaretu zobaczyć się z Sorką Fidler, której stan już się popra-
wił. Jednak akurat wtedy, kiedy Mendel Sznajder znowu wyruszył w jedną
ze swoich tajemniczych podróży, u Sorki pojawiły się poważne potyfusowe
komplikacje, podobnie jak wcześniej u Miriam. Sorka leżała pogrążona w głę-
bokim śnie, cała zlana potem. Jej głowa, ze sztywną i mokrą szczeciną wło-
sów, wyglądała jak główka skąpanego w deszczu ptaka. Drobna twarz była
pomarszczona jak u starej kobiety. Jedynie usta miały żywą, koralową barwę.
Wyglądały jak barwny motyl, który przysiadł, aby odpocząć na jej twarzy jak
na porysowanym kamieniu.
Sorka nie wiedziała jeszcze o śmierci Hanki. Przemilczano to przed nią, co
oznaczało, że wciąż jeszcze była bliżej obozowej rzeczywistości – niż nowego życia.
Nazajutrz Miriam nie znalazła w sobie dość odwagi, by raz jeszcze wpaść do
Sorki. Był to przepiękny dzień. Miriam czuła się, jak gdyby istniały w niej rów-
nocześnie dwie osoby, dwie Miriam, które musiały sobie z tym dniem poradzić.
Jedna zachowywała się jak melancholijny tchórz potrzebujący wciąż wsparcia
doktora Vanderhaeghe, druga była przesadnie wesoła, pewna siebie i zuchwała.
Ta druga Miriam płonęła z niecierpliwości i wpadała w zachwyt z byle powodu. Nie
wiedziała, czego od siebie oczekiwać. Obie Miriam miały jednak jedną wspólną
cechę – były egoistkami. Bała się, że jeśli następnym razem wpadnie do Sorki,
zastanie ją przytomną i nie będzie wiedziała, co zrobić, jeśli Sorka zapyta ją
o Hankę, albo poprosi o coś do zjedzenia.
Trudno było uwierzyć, że choć tyle czasu minęło od wyzwolenia, dawni więź-
niowie wciąż dostawali tak niewiele do jedzenia. Gdzie jest świat – świat, który
stał z boku i nic nie zrobił, by uratować miliony ludzi więzionych w obozach? Dla-
czego teraz nie podejmuje żadnego wysiłku, by wynagrodzić krzywdy większymi
porcjami mięsa i kawałkiem masła do chleba? Dlaczego pozwala się, by byli
więźniowie cieszyli się tak drogo opłaconymi dniami wolności na pusty żołądek?
Czy dzieje się tak z powodu obojętności? Jak to możliwe? Świat przecież dopiero
co wygrał wojnę przeciwko niegodziwości. Wygrał? Czy można w ogóle wygrać
wojnę z niegodziwością? Może ta wojna wcale nie była taka idealistyczna, tak
wysoce moralna, jak sobie to w getcie i w obozach przedstawiano? Może alianci
bronili tylko swoich własnych interesów? Miriam zaskakiwała samą siebie – nie
tylko tym, co robiła, lecz również tym, co myślała. Czasami przychodziły jej do
głowy dziwaczne myśli. 435