Page 435 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 435

Goldman zapytał ją w odpowiedzi:
                – A ty nie masz żadnej rodziny do odszukania?
                – Ależ mam – odpowiedziała. – Szukam mego męża i mojego syna. Mamy na
             nazwisko Cederbojm. – Wskazała na Miriam. – Ona nazywa się Polin. Zapamię-
             tacie? Jeśli spotkacie kogoś z tymi nazwiskami, powiedzcie im o nas.
                – Zapamiętajcie też nazwisko Brumberg. Marek Brumberg – dodała Miriam.
                Malka wyjęła ołówek i kartkę papieru spod poduszki na pryczy.
                – Tu jest ołówek i papier. Zapiszcie sobie.
                Gelbart zawołał:
                – Zaczekajcie, coś wam pokażę! – Ponownie otworzył walizę i spod sterty
             szmat wyciągnął kartkę papieru. Okazało się, że była wypełniona krzywymi
             linijkami nazwisk, zapisanych przeróżnymi charakterami pisma. – Myślicie, że
             jesteście jedyne? – zapytał.
                Malka wyrwała mu kartkę z ręki i zaczęła przebiegać oczami po rzędach
             nazwisk. Gelbart wyjaśnił:
                – Kiedy ludzie widzą tę listę, zaraz zapominają o nas i mówią tylko o swoich
             rodzinach. Nie można już wtedy z nimi zamienić ani słowa.
                Balcia i Miriam nie spuszczały wzroku z Malki.
                – Nic – powiedziała w końcu Malka i odłożyła listę na stół. Sama dopisała
             nazwiska: Cederbojm, Polin i Brumberg do ostatniej linijki na liście i oddała ją
             Gelbartowi. – Nie chowaj tej listy. Wiesz przecież, jakie to ważne.
                – A my obaj, ja i on, nie jesteśmy ważni? – rozzłościł się Gelbart.
                – Oczywiście, że jesteście ważni – wtrąciła się Balcia. – Jeśli chcecie, możecie
             tu zostać. Tak, dlaczego nie? Stoi tu wolna prycza. Takie dwa wychudzone patyki
             jak wy pomieszczą się razem.
                Goldman pogładził Balcię wzrokiem.
                – Ja mogę spać i na podłodze.
                Gelbart rozpromienił się.
                – Jeśli tak, to faktycznie tu przenocujemy. Teraz zostawimy u ciebie walizę
             i pójdziemy zobaczyć, czy da się zorganizować coś do jedzenia. Chodź, Goldman!
             – zawołał, ciągnąc Goldmana za rękaw.
                – Poczekajcie! Pójdziemy z wami! – zwróciła się do nich Balcia i razem z Mal-
             ką wzięły do rąk menażki. Było to ich główne zajęcie: spotykanie ludzi, którzy
             przychodzili wciąż z innych obozów szukać rodzin i równocześnie polowanie na
             coś do jedzenia. Gdziekolwiek szły, zabierały ze sobą menażki. Balcia odwróciła
             się do Miriam. – Za niedługo wrócimy. Nie waż się sama wychodzić! – zawołała
             i razem z Malką wyszły za chłopcami.
                W pokoju było bardzo cicho. Miriam wzięła słój z miodem ze stołu i trzy-
             mając go w ręce, wyjrzała przez okno. Zanurzyła palec w miodzie i oblizała go.
             Ciemnozielone liście stojącego pod oknem kasztanowca szeleściły łagodnie.
             Miód, który powoli zlizywała z palca miał gorzki posmak. Myślała o dwóch
             chłopcach, Gelbarcie i Goldmanie. Byli w wieku Nońka. Kiedy sama miała tyle lat    433
   430   431   432   433   434   435   436   437   438   439   440