Page 434 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 434
Balcia wskazała na Miriam.
– Ona dopiero co wyszła z lazaretu po tyfusie. Wy nie mieliście tyfusu, co?
– Ani tyfusu, ani nic. – Gelbart pokręcił głową. – Gdybyśmy mieli, to byś nas
tu nie widziała. Prosto do pieca byśmy poszli. Dlatego obaj, jak tylko zawarliśmy
sztamę, postanowiliśmy zrobić absolutnie wszystko, by nie zachorować. Wszystko.
Rozumiesz, o czym mówię, co?
– Tak, przypominam sobie. Powiedziałeś mi to poprzednim razem, kiedy tu
byłeś. – Balcia machnęła ręką, jakby chciała powstrzymać go od opowiadania
o tym. – Ale po co wróciliście do Bergen-Belsen, skoro wcześniej nikogo ze
swoich tu nie znaleźliście?
Goldman odezwał się po raz pierwszy, mówiąc z zawstydzeniem:
– My nie przyszliśmy do Bergen-Belsen. My przyszliśmy do ciebie.
– Do mnie?
Goldman pokiwał twierdząco głową.
– Tak. Ty też jesteś przecież łodzianką. Ale dlaczego siedzisz tak i nie kosz-
tujesz miodu?
Balcia wyjęła łyżkę z jednej ze stojących na podłodze pod ścianą menażek
i zanurzyła ją w słoju. Podała trochę zarówno Malce, jak i Miriam, po czym sama
spróbowała.
Chłopcy śledzili jej ruchy dumnym, zadowolonym wzrokiem i uśmiechali się
wesoło, widząc, jak trzy kobiety oblizywały usta, delektując się smakiem. Gold-
man po raz pierwszy śmiało spojrzał na Balcię.
– Weź sobie jeszcze trochę.
– Tak, weź sobie cały słój! – zawołał Gelbart. – Zrobisz nam przysługę.
Powiedziałem ci przecież, że mamy biegunkę. – Włożył słój w jej ręce i trzymał
przez chwilę na nich swoje dłonie, jakby chciał je sobie ogrzać. – Możemy
mieć tyle miodu, ile tylko chcemy – powiedział, mrugając do niej łobuzersko.
– Niemcy są słodcy jak sacharyna. Bo jaki mają wybór? Robią w spodnie,
kiedy widzą nas w pasiakach wchodzących do ich domów. Boją się pasiaków
jak śmierci. Pasiaki robią teraz wielkie wrażenie, niczym mundury najwięk-
szych generałów. Jak tylko Szkopy nas widzą, wciskają nam zaraz do rąk nóż
i chleb, żebyśmy lepiej kroili pieczywo, niż podrzynali im gardła. Ale kto ma
czas podrzynać gardła? Ja szukam wszędzie moich rodziców, siostry i kuzy-
na, który z nami mieszkał. A on, Goldman, ma jeszcze dłuższą listę krewnych
do szukania.
Miriam zapytała ich:
– A może zatrzymaliście się też w szpitalu w Birnau? Może spotkaliście kogoś,
kto nazywa się Abrasza Kantorowicz?
Chłopcy potrząsnęli przecząco głowami. Poprosili jeszcze o łyk wody, zamknęli
walizę i spojrzeli na Balcię.
– Musimy ruszać w drogę – powiedział Gelbart.
432 – Po co ten pośpiech? – Balcia spojrzała na nich z troską w oczach.