Page 431 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 431
– Tańczyć? Oczywiście! Nie masz w końcu przecież ambicji, by zostać wielką
artystką na tym polu, jakąś primabaleriną, prawda?
*
Miriam była niecierpliwa. Tego dnia również liczyła na to, że zostanie wypisa-
na z lazaretu. Nie mogła doczekać się wizyty doktora Vanderhaeghe. W końcu
pokazał się w drzwiach i na długich, bocianich nogach wmaszerował do jej
szpitalnego pokoiku. Uśmiechnął się niepewnym, roztargnionym uśmiechem, po
czym usiadł obok niej na pryczy i wyjął z kieszeni białego fartucha blok papieru
oraz ołówek.
– Czy zaczęłaś już robić jakieś plany na przyszłość? – zapytał. Pokręciła
przecząco głową. – Nie myślisz w ogóle o tym, co zrobisz z twoim życiem teraz,
kiedy wyzdrowiałaś i świat stoi przed tobą otworem?
Co zrobi ze swoim życiem teraz, kiedy wyzdrowiała i świat stoi przed nią
otworem? Już nigdy nie będzie mogła tańczyć. Do wszystkich swoich strat musi
dodać również i tę małą stratę – stratę Miriam Tancerki. I co z tego? Być może
wszyscy artyści, którzy przeżyli tę gehennę, wychodzą z niej, każdy ze swoim
własnym defektem, jak na przykład Abrasza. Dlaczego ona miałaby mieć więcej
szczęścia od nich? Będzie tancerką, która nie może tańczyć. I nie wie, co zrobi
ze swoim życiem. Wzruszyła ramionami i również teraz nie wspomniała ani sło-
wem doktorowi Vanderhaeghe o swoich przedwojennych ambicjach tanecznych.
Wcześniej zwykła mu opowiadać jedynie o swoim tańczeniu na strychu i robiła
to zawsze z humorem, jakby naśmiewała się z siebie.
– Jaki sens ma snucie planów? – odezwała się. – Po tym, co się wydarzyło,
świat nie będzie już taki jak kiedyś. Nastąpią kolosalne zmiany. Trzeba się naj-
pierw w nich rozeznać.
– Jakich zmian oczekujesz?
– Sama nie wiem. Wyobrażam sobie, że przede wszystkim świat raz na za-
wsze zostanie wyleczony z nienawiści do Żydów. – Przyszły jej na myśl Rosjanka
Marusia i Polka Aniela, dziewczyny, z którymi dzieliła pokój. Do tej pory jednak
zwykła patrzeć na nie oczami chorej, a dzisiaj jest zdrowa i pełna optymizmu. –
Sądzę, że cały ten podział… Mam na myśli nacjonalizm… ohydny szowinizm… to
plaga nowoczesnych czasów. Chciałabym, żeby ludzkość przestała dzielić się na
narody i państwa, by się zjednoczyła… Dziwi się pan, że po Auschwitz i Bergen-
-Belsen mam takie naiwne życzenia? Ale jeśli pozostała we mnie jeszcze jakaś
zdolność do marzeń, to dlaczego nie miałabym mieć tego jednego marzenia,
które ma jeszcze jakiś sens? Najpierw jednak muszę odnaleźć mojego tatę i … –
zaczerwieniła się – i chłopaka, z którym chodziłam. Poza tym muszę też pojechać
zobaczyć się z moim przyjacielem, który przeżył i znajduje się w szpitalu w Birnau.
Doktor Vanderhaeghe wyrwał kartkę z bloku papieru, zapisał coś na niej
i wręczył jej. 429