Page 426 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 426

– Nawet, jeśli nie wierzy się w Boga, nie ma się czego bać. – Jednak jej twarz
           zdradza, że serce jej drży. W głębi duszy uważa się za prorokinię, która boi się,
           że jej proroctwa się sprawdzą.

                                           *

             Kiedy tylko wracamy ze Stefanowa, ruszamy całą rodziną do publicznej łaźni,
           by wziąć kąpiel i wreszcie oczyścić się jak należy. Na obozie SKIF-u czy w Stefa-
           nowie myliśmy się zimną wodą przy pompie, co zdaniem Binele nie jest żadnym
           myciem się, lecz jedynie rozmazywaniem brudu po ciele. Jankew i Noniek wchodzą
           do męskiej części łaźni, a Binele z nami, córkami, wchodzi do części dla kobiet.
           Nad wanną, do której wchodzi z nami mama, znajduje się prysznic. Stanie pod
           prysznicem jest dla mnie i Wierki nowym, wspaniałym przeżyciem. Chichoczemy
           bezustannie pod pryskającym wodnym parasolem, czując, jak płynące szybko
           strumienie wody obejmują, gładzą i opłukują nasze ciała.
             Binele jest w znakomitym nastroju. Cała zaróżowiona od gorącej wody i pary,
           namydla nas energicznie. Opowiada nam o czasach, kiedy jako młoda dziew-
           czyna, dopiero co przybywszy z Bocianów, zwykła chodzić do tej samej łaźni, by
           wziąć kąpiel. Przysłuchuję się jej i próbuję wyobrazić sobie, jak zachowywała
           się, będąc dziewczyną, a nie mamą. Jednocześnie czuję każdym porem mojej
           skóry miękkość jej śliskiej dłoni. Jej dotyk budzi we mnie tęsknotę za łagodnymi
           wodami jakiegoś dalekiego, wszystko obejmującego morza.
             Kiedy niczym nimfa wynurzam się z wanny i wstaję, równocześnie z mamą
           zauważam cienką, czerwoną strużkę spływającą spomiędzy moich nóg. Binele
           otwiera szeroko oczy. Na jej twarzy pojawia się grymas, który przemienia się
           szybko w szeroki uśmiech.
             – Mazl-tow! In a mazldiker szo 304 , córeczko – szepcze i klepie mnie lekko po
           policzku, jak to jest w zwyczaju 305 . Puszcza oko do Wierki.
             Wierka odzywa się do mnie przyjaźnie:
             – Witaj w klubie! Powiedzenie: „We krwi twojej żyj” 306  z pewnością dotyczy
           wyłącznie kobiet.
             Robi mi się równocześnie gorąco i zimno. Bardzo chcę przytulić się do mamy,
           poczuć dotyk i pieszczotę jej rąk. Powstrzymuje mnie jednak myśl o klepnięciu


           304   Mazl-tow – (dosł. dobre szczęście) gratulacje, życzenia szczęścia, często łączone z: in a mazldiker
             szo (dosł. w szczęśliwą godzinę) – życzenia powodzenia, szczęścia.

           305   Zwyczaj związany z pierwszą miesiączką – dziewczynka zostaje wtedy lekko uderzona w policzek
             przez matkę, aby odgonić złe duchy – nadal funkcjonuje w niektórych środowiskach.
           306   Nawiązanie do słów: „Przechodziłem wtedy mimo ciebie, i ujrzałem cię broczącą we krwi twojej.
             I rzekłem do ciebie: we krwi twojej żyj! tak, rzekłem do ciebie: we krwi twojej żyj!” (Księga Eze-
    424      chiela, 16:6, tł. Izaaka Cylkowa).
   421   422   423   424   425   426   427   428   429   430   431