Page 428 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 428
nawet najsilniejsi, najbardziej pewni siebie ludzie mają swoją piętę Achillesa
i mogą zostać śmiertelnie zranieni. Jestem pewna, że Cimerman jedzie bić się
za wolną Hiszpanię, by tam umrzeć.
Sam Cimerman jest wesoły i rozmowny. Żartuje, kiedy obejmuje nas wszystkich
na pożegnanie. Binele uśmiecha się ze łzami w oczach. Być może też myśli, że
wola walki z faszyzmem nie jest jedynym powodem jego wyjazdu. Wyczuwam,
że w tej komedii, którą mama i Cimerman odgrywają przed naszymi dziecięcymi
oczami, kryje się dramat, a może nawet tragedia.
Jest dzień ukończenia szkoły. Z tej uroczystej okazji mam na sobie nową su-
kienkę, uszytą na miarę według moich własnych życzeń. Jest to moja pierwsza
własna sukienka, której nikt inny przede mną nie nosił. Uszyta jest z jasnoszarego,
miękkiego materiału z deseniem w białe gwiazdki, ma biały, odpinany kołnierz
i białe mankiety. W przeciwieństwie do Wierki, która z okazji swojego ukończenia
szkoły otrzymała wyróżnienie, nie dostaję żadnej nagrody. Nagrodzony zostaje za
to Mendel Sznajder, moja pierwsza miłość. Jednak podczas tej samej ceremonii
spotyka mnie innego rodzaju przyjemna niespodzianka.
Pod koniec uroczystości ktoś wbiega do sali i przepycha się pospiesznie do
nauczyciela Wilnera, żeby mu coś wyszeptać na ucho. Pan Wilner stoi przez chwilę
zszokowany, po czym, bardzo przejęty, przekazuje zebranym rodzicom i gościom
tragiczną wiadomość. Jak go właśnie poinformowano: wspaniały człowiek, utalen-
towany i godzien uznania towarzysz, prawdziwy i wzorowy socjalista, ojciec trojga
uczniów szkoły Medema, drogi towarzysz Kac, zmarł nagle na atak serca. Jego
życie zostało przecięte, przerwane, gdy był w drodze na naszą uroczystość zakoń-
czenia roku szkolnego, na którą szedł ze swoją żoną i dziećmi. Pan Wilner prosi
zgromadzonych, by powstali z miejsc i uczcili pamięć towarzysza Kaca minutą ciszy.
Zgromadzeni wstają, ciszy jednak nie zachowują. Powstaje poruszenie, słychać
spazmatyczne szlochanie. Ze wszystkich stron rozlegają się jęki i wzdychania.
Twarz Binele robi się szara jak popiół, jej usta drżą. Jankew wygląda jak zagu-
biony, mały chłopiec. Ktoś proponuje, by przerwać uroczystość, ale pan Wilner
oświadcza zdecydowanie:
– W żadnym razie! – I jakby nic się nie stało, uroczystość zostaje doprowa-
dzona do końca.
Moje serce bije gorączkowo, a jednocześnie czuję się lekka jak piórko, które
lada chwila uniesie się w powietrze i poszybuje gdzieś wysoko. Nie odczuwam
najmniejszego ciężaru. Nareszcie nie ma żadnego śladu po tym, co miało miejsce
między mną a panem Kacem. Między nami nigdy nic się nie wydarzyło. Jestem
wyzwolona, wolna, nowo narodzona. „Dziękuję! Dziękuję ci!” – zwracam się
w sercu do postaci pana Kaca, gdy – jak wierzę – po raz ostatni pojawia się
w mojej pamięci. Jest to najszczęśliwszy dzień w moim życiu.