Page 424 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 424
Nie mogę wynieść się w tej chwili. Muszę się przedtem ubrać. Trzęsącymi
się rękami wciągam na siebie sukienkę na odwrotną stronę. Nie będąc w stanie
dosięgnąć guzików znajdujących się teraz z tyłu, wkładam płaszcz na niezapiętą
sukienkę i wybiegam na zewnątrz. W drodze powrotnej płaczę tak spazmatycznie,
że o mało co mijam bramę mojej kamienicy. Nie mam jednak odwagi wejść do
mieszkania i chociaż tęsknię za tym, by wpaść w ramiona mamy, wędruję bez
celu ulicami Bałut, czekając, aż obeschną mi łzy.
Na szczęście zbliża się lato. Wierka i ja przygotowujemy się do wyjazdu na
letni obóz SKIF-u. Mamie nie przychodzi łatwo pozwolić nam pojechać, ale
wstydzi się przedstawić swoje zastrzeżenia innym rodzicom. Tata za to jest
zdania, że Wierka i ja musimy nauczyć się żyć w kolektywie i uważać na siebie.
Twierdzi, iż byłoby wielką stratą, gdyby dzieci wyrosły, nie poznawszy smaku życia
na obozie SKIF-u.
Obóz nosi nazwę Socjalistyczna Republika Dziecięca i w tym roku ma miej-
sce w Tatrach, niedaleko Zakopanego. Krajobraz tamtych okolic oczarowuje
mnie swym pięknem. Po raz pierwszy w życiu widzę prawdziwe góry – i to jakie!
Pokryte śniegiem giganty sięgają swoimi szczytami aż do nieba. Na obozie nie
brakuje zajęć i obozowicze robią wszystko wspólnie w świątecznym nastroju
i szalonym chaosie, tak, jak powinno się to odbywać w kolektywie. Codziennie
zjadamy miskę kaszy gryczanej z mlekiem, która przyjemnym ciepłem napełnia
nasze żołądki. Chodzimy razem na wycieczki na szczyty gór i do górskich jezior
o lustrzanych taflach, przeskakujemy kipiące, górskie strumienie, skacząc po
wystających z nich kamieniach. Wieczorami śpiewamy wspólnie wokół obozowego
ogniska i skręcamy się ze śmiechu, słuchając audycji „radia”, która składa się
z lektury naszej własnej, codziennej gazety. „Spiker” odczytuje ją przez fajerkę
przymocowaną do miotły, co ma stworzyć iluzję mikrofonu. W „radio” Wierka
wyśpiewuje często napisane przez siebie komiczne parodie obozowego życia.
Nieraz wykorzystuje w swoich rymach moje zabawne pomysły i z dumą informuje
słuchaczy o moim wkładzie.
Na obozie wysłuchujemy też wielu referatów o polityce oraz o wszystkich
aspektach bundowskiej ideologii, ale najwięcej o wydarzeniach w Hiszpanii.
Jednak myśl o wojnie i braterskiej walce pozostaje w takim kontraście do
otaczającego mnie spokojem i pięknem krajobrazu, że nie znajduje we mnie
żadnego oddźwięku.
W nocy śpimy w namiotach, chłopcy osobno i dziewczęta osobno. Co noc
dwoje obozowiczów – chłopak i dziewczyna – stoją na warcie. Pary te zmieniają
się co dwie godziny. Podczas tych romantycznych nocnych wart w cieniu gigan-
tycznych gór i pod roziskrzonym gwiazdami niebem rozpalają się pierwsze letnie
miłości, które gasną, jeszcze zanim kończy się obóz.
Mama z Nońkiem są w Stefanowie i mieszkają w pokoju, który rodzice wynaj-
mują razem z Cederbojmami. Kiedy miesiąc na obozie SKIF-u mija, Wierka i ja
422 wyjeżdżamy do Stefanowa razem z Gabim i Malką Cederbojmami. Ich starszy