Page 418 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 418

uczucie przywiązania do szkoły. Nauczycielki ocierają łzy i wydmuchują nosy
           w chusteczki. Wowa Cederbojm przemawia do zgromadzonego tłumu swoim
           chropowatym, donośnym głosem.
             – Zwracam się do was dzieci, które urodziłyście się w piwnicach i na podda-
           szach, które spałyście w skrzynkach po pomarańczach zamiast w kołyskach!
           – grzmi i ciska gromy na głowę właściciela budynku oraz wszystkich właścicieli
           świata.
             Po nim przemawia do nas nauczyciel Wilner. W tej chwili nie boimy się go,
           lecz połykamy każde jego słowo. Nasze gardła są ściśnięte od łez. Czujemy się
           związani z nim tysiącami nici lojalności i oddania. Te dzieci, które siedzą blisko
           niego, gładzą nogawki jego spodni, by dodać mu sił i odwagi. Mówi, że nasza
           szkoła straciła jedynie ściany, jednak sama nie została zniszczona. Znajduje się
           tu, na podwórku, gdzie siedzimy wszyscy razem; jest jak rodzina, która utraciła
           dach nad głową, lecz nadal pozostaje wspólnotą.
             Delegacja działaczy szkolnych z rozsierdzonym Wową Cedrebojmem na
           czele wyrusza do domu właściciela, by interweniować u niego po raz ostatni.
           Mija ładnych parę godzin. Zgromadzony na podwórku tłum śpiewa w tym cza-
           sie rewolucyjne pieśni i wysłuchuje płomiennych przemówień – aż do powrotu
           delegacji. I wydarza się cud. Pod groźbą gniewu żydowskich mas i żydowskiej
           prasy właściciel budynku zgadza się czekać na zapłacenie czynszu jeszcze parę
           miesięcy. Podwórko rozbrzmiewa radosnymi okrzykami. W zwycięskich nastrojach
           dzieci przyłączają się do dorosłych i pomagają wnosić ławki z powrotem do klas.
             Przez parę dni współpraca między nauczycielami a dziećmi układa się harmo-
           nijnie, potem jednak powraca normalna szkolna atmosfera i rutyna. Uczniowie
           znowu wodzą nauczycieli za nosy i płatają im przeróżne figle. Również ja demon-
           struję początkowo gorliwość i oddanie dla szkoły, i także w moim przypadku nie
           trwa to długo. Coraz trudniej przychodzi mi usiedzieć spokojnie podczas długich
           godzin nauki. Jestem niespokojna i wciąż kręcę się i wiercę na szkolnej ławce.
           Dziwaczne pragnienia i fantazje ciągną moje serce w różne strony. Zaczynam
           przeszkadzać nauczycielom podczas lekcji, jakby wstąpił we mnie dybuk. Coś
           popycha mnie do tego, by stawiać nauczycielom najzuchwalsze i najdziwaczniejsze
           pytania, które powodują, że cała klasa wybucha dzikim śmiechem. Nauczyciele
           nie mają innego wyboru, jak wyrzucić mnie za drzwi. Nawet wspaniały nauczyciel
           Holcman, którego lekcje historii zapierają dech w piersiach, i w którym zakochane
           są po uszy wszystkie dziewczęta – ja sama też trochę się w nim podkochuję –
           nie ma innego wyboru, jak kazać mi opuścić klasę.
             Na korytarzu szkolnym i na schodach kręcą się dzieci wydalone z klas przez
           nauczycieli, którzy nie mogli więcej wytrzymać ich zachowania. Najczęściej są
           to chłopcy i zazwyczaj znajduje się między nimi Gabi Cederbojm. W ciągu dnia
           szkolnego spędza on więcej czasu poza klasą niż w klasie. Gabi i jego starszy
           brat Herszko są najsłynniejszymi łobuzami w historii szkoły. Doprowadzają na-
    416    uczycieli do białej gorączki. Ci dwaj pomysłowi nicponie wspinają się czasami na
   413   414   415   416   417   418   419   420   421   422   423