Page 410 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 410
je wszystkie i talerz znowu pokazuje swoje białe dno. Tymczasem Pola sączy
kawę. Jej czarne oczy błyszczą promiennie znad brzegu filiżanki, którą trzyma
między palcami o czerwonych paznokciach. Jankew czuje się swobodniej, bar-
dziej rozluźniony. Wlewa resztkę kawy z dzbanka do swojej w połowie pustej
filiżanki. Nie wiedział, że kawa może mieć tak wspaniały smak. Jej zapach
przenika go aż do szpiku kości. W tym zapachu jest piękno. Piękno jest też
w tym małym pokoju, a także – w Poli. Jankew myśli o tym, że nie ma się już
o co martwić. Zdjęto mu ciężar z ramion. Będzie pracował w Tabarinie! Nigdy
by nie pomyślał, że jego szukanie pracy zakończy się w ten sposób. Co powie
na to Terkeltojb? W zasadzie Jankew nie rozstał się z nim w gniewie. Terkel-
tojb sprawiał pozory, że o mało mu serce nie pęknie. Szczerze lubił Jankewa,
tyle że bardziej lubił swój interes. Złoty cielec jest jego bogiem i żadna ofiara
złożona na jego ołtarzu nie jest dla niego za duża. Nie jest jedyny. Możliwe
jednak, że zgodzi się na kaprys wspólnika w interesie. Kelnerzy w Tabarinie
dużo zarabiają. Dzieci będą mogły dalej kroczyć drogą do wielkości. Binele bę-
dzie w siódmym niebie! Będzie się cieszyć! Będzie się śmiać swoim perlistym
śmiechem. Będą spać ze sobą tej nocy. Nie robili tego już od dłuższego czasu.
Teraz są uratowani. Spotkało ich szczęście.
Jankew raduje się w sercu. Czuje się odurzony, uniesiony gdzieś wysoko, jak
gdyby szybował na chmurze z najlżejszego puchu. Serce przepełnia mu życzliwość
i wdzięczność. Nie czuje już ani odrobiny niechęci do Poli. Zasłużyła sobie na
to, żeby jej dziękował – szczerze, z entuzjazmem. Zamierza zrobić dla niego coś
wielkiego, coś fantastycznego. Nie jest żadną wiedźmą. Nie jest więcej Czarną
Damą, tylko damą w ciepłej, czerwonej sukni, serdeczną i nieszczęśliwą kobietą.
Fala współczucia zalewa jego serce.
– Bardzo ci dziękuję, Polu – mówi. – Jestem ci naprawdę wdzięczny za to, co
chcesz dla mnie zrobić, wierz mi.
– A ja jestem wdzięczna tobie za to, że pozwalasz mi to zrobić – odpowiada
Pola. Odstawia pustą filiżankę, odrzuca swoje czarne włosy na plecy i uśmiecha
się niepewnym, dziewczęcym uśmiechem. – Czy pocałujesz mnie za to, Jankewie?
Co powiedziała? Miałby ją pocałować? Nigdy w życiu! Podwoi podziękowania
słowami, najserdeczniejszymi słowami, jakie może z siebie wydobyć, ale nie
dotknie jej – nigdy! Chociaż za uratowanie go należy się jej pocałunek.
Jankew czuje, jak jej ramiona oplatają się wokół jego karku. Jej szczupłe,
dziewczęce ramiona. Nie całuje jej, to ona go całuje. Całuje go roztrzęsiona,
z przejmującym jękiem, który zdaje się wydobywać z samej głębi jej istoty, jak
gdyby tęsknota jej całego życia wyraziła się w przyciśnięciu ust do jego warg.
Jej usta mają smak kawy. Jankew boi się odepchnąć ją od siebie. Jego serce
ogarnia ogromna czułość. Jak jej się to udaje? W jaki sposób potrafi sprawić,
że on czuje jej całe „ja” w dotyku jej ust, że wyczuwa, co całowanie go oznacza
dla niej? Wyczuwa o wiele więcej, czuje, co dzieje się w jego własnym ciele.
408 Czuje się dobrze.