Page 405 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 405

Późną jesienią Jankew traci pracę i rodzina żyje z pieniędzy pożyczonych
             w Kasie Pożyczkowej Bundu oraz ze skromnego czynszu, którzy płacą sublo-
             katorzy. Jankew z Binele zalegają z komornym za mieszkanie. Rzadko bywają
             teraz w domu. Oboje wędrują po mieście w poszukiwaniu pracy, której nie ma.

                                              *

                Spadł pierwszy śnieg. Już trzeci wtorek z rzędu po całym dniu bezowocnego
             poszukiwania pracy Jankew stoi w bramie naprzeciwko restauracji Capri i czeka
             na Barucha Wajskopa. Przejmujący, porywisty wiatr gna po śliskiej, ośnieżonej
             ulicy. Wilgotne zimno ciągnie od ziemi i przenika ciało aż do szpiku kości. Jankew
             stawia kołnierz płaszcza, pociera czerwone dłonie i tupie nogami. Podobnie jak
             poprzednimi razy, zdaje się czekać nadaremnie. Możliwe, że Baruch Wajskop
             jest w podróży i wyczekiwanie go dziś nie ma żadnego sensu.
                Baruch jest jedynym promieniem nadziei dla Jankewa, jego ostatnią deską
             ratunku. Tylko on mógłby załatwić mu pracę, zna się bowiem z wieloma właścicie-
             lami restauracji w mieście. Świadomość, że zachował się poprawnie w stosunku
             do Poli, sprawia, że Jankew może spotkać się z Baruchem bez większego skrę-
             powania i niepokoju w sercu. Oczywiście pamięta, jak ciężko przyszło mu udać
             się do niego w związku z trudną sytuacją szkoły, a jednak potrafił się poświęcić.
             Teraz, gdy chodzi o ratowanie jego własnej rodziny, duma w ogóle się dla niego
             nie liczy. Poza tym w końcu nigdy Barucha nie oszukał i nawet wciąż jeszcze
             go lubi, nadal odczuwa jakieś pokrewieństwo z nim. Bez względu na wszystkie
             nieporozumienia między nimi, nęka go przecież głęboki żal, że ich przyjaźń za-
             kończyła się fiaskiem. Jakiś głos w jego sercu śmieje się, pytając z goryczą: czy
             rzeczywiście chcesz odnowić przyjacielskie stosunki z nim? Czy nie wiesz, że
             odgrzana przyjaźń jest jak odgrzany czulent – nie ma żadnego smaku? Jankew wie
             o tym i nie tego pragnie. Wszystko, czego chce od Barucha, to ludzka życzliwość.
                Szare niebo, z którego nieustanie prószy śnieg, zaczyna ciemnieć. Jankew
             jest głodny jak wilk i burczy mu w brzuchu. Od rana niczego nie jadł. Stoi jednak
             nadal w otwartej bramie jak przykuty do miejsca. Głód potęguje w nim strach,
             że jego dzieci też mogą kiedyś chodzić głodne i nie będzie czym ich nakarmić,
             a jednocześnie podtrzymuje nadzieję, że może Baruch jest jednak w Capri. Może
             je w tym momencie kolację?
                W myślach Jankew widzi biało nakryte stoły w Capri i siebie samego rów-
             nocześnie siedzącego jako gość na miejscu Barucha oraz w roli kelnera – jest
             zarówno obsługiwanym, jak i obsługującym. Przed oczami staje mu obfity posiłek
             i wyobraża sobie smak specjalności Capri: kaczki à l'orange. Widzi, jak wgryza się
             w udko kaczki i zdaje mu się, że czuje słodko-kwaśny zapach wnikający w jego
             nozdrza. Ślina napływa mu do ust, podczas gdy stoi tak w ciemnej bramie i pali
             jednego papierosa za drugim, by zabić głód, przemóc zmęczenie i dodać sobie
             otuchy podczas czekania.                                             403
   400   401   402   403   404   405   406   407   408   409   410