Page 400 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 400
warsztatów i sprzedawcy z pobliskich sklepików. Brakuje miejsca nie tylko dla
chcących usiąść, lecz również dla stojących w kolejce. Podczas tych południowych
godzin Binele i Jankew zapominają, kim są i co się wokół nich dzieje. Harują jak
woły i ledwo żywi gonią resztkami sił. Binele przygotowuje smaczne, domowe
posiłki w prawdziwie przystępnych cenach. Ceny są tak przystępne, że nim mija
pierwszy tydzień, Binele zaczyna „pożyczać” – najpierw po złotówce, potem po
dwie, a w końcu po trzy, a nawet cztery – z ich domowego funduszu, który miał
być przeznaczony tylko i wyłącznie na dalsze kształcenie dzieci.
Po gorącej dyskusji z Binele tata zwraca się do mnie, mówiąc, że najważniej-
sze, żebym zaczęła lekcje w szkole tańca, a potem będę mogła chodzić na nie
tak długo, dopóki madame Felicja nie każe mi odejść z powodu niezapłaconego
czesnego. Co się tyczy trykotu i baletek, w które madame Felicja ma mnie zaopa-
trzyć, a które kosztują majątek, mama mówi mi, że mam je przyjąć i powiedzieć,
że zapłacę za nie później. Boję się, że to „później” nigdy nie nadejdzie, zwłaszcza
że zrezygnowałam z mojego własnego przedsięwzięcia, czyli stworzenia szkoły
tańca na „moim” strychu, jeszcze zanim je rozpoczęłam. Zmieniłam zdanie tego
samego dnia, którego podjęłam decyzję, i zerwałam ogłoszenia z bram na naszej
ulicy. Postanowiłam zachować strych tylko dla siebie. Moja osobista, tajemna
świątynia jest dla mnie ważniejsza niż wszystko inne na świecie. Dzielenie jej
z innymi byłoby dla mnie profanacją i nie mogę się do tego zmusić.
Każdego dnia po „właściwej” szkole idę na lekcje do szkoły tanecznej madame
Felicji, które odbywają się w dużym pomieszczeniu z lustrzaną ścianą. Moje serce
jest w nieustannym napięciu. Cały czas liczę się z tym, że lada chwila madame
Felicja powie mi, bym nie przychodziła więcej do jej szkoły. Jednak moi dwaj anio-
łowie stróże – panna Jedwab i nauczyciel Wilner – dbają, by się to nie wydarzyło.
Godziny, które spędzam w szkole tańca, są mi podwójnie drogie, ponieważ moje
domowe życie rozpada się na kawałki. Mój dom nie jest już więcej domem. Moi
rodzice stali się całkiem innymi ludźmi – tata nie jest tym samym tatą, a mama
nie jest tą samą mamą. Zachowują się jak obcy i nawet wyglądają inaczej. Tata
stracił prawie wszystkie swoje kręcone, brązowe włosy i ma łysinę. Mama też
nie ma już wspaniałych włosów, ani wyjątkowego, matczynego uśmiechu. Mój
dom utracił swój czar, swoją magiczną atmosferę, przez co i życie w nim straciło
swój urok. Jedynie w szkole tańca, w pokoju z lustrzaną ścianą, czuję się dobrze.
Jestem tam zbyt zajęta, by myśleć o czymś innym niż o tym, co akurat robię.
Ten rok jest szczególnie ciężki także z innego powodu. Ciocia Cypora – jak
my, dzieci, ją nazywamy – która napełniła serce mamy taką radością i dumą,
dosłownie oszalała ze szczęścia i przez to zachowuje się nierozsądnie. Urodziła
jedno dziecko, a teraz oczekuje drugiego i wbiła sobie do głowy, że tej dwójki
jej dzieci nie może spotkać los podobny do tego, jaki spotkał te, które straciła.
Ponownie zmienia swoją życiową filozofię. O ile w pierwszym etapie jej wspólnego
życia z Mojsze Sokratesem nie przywiązywała najmniejszej wagi do poprawy ich
398 sytuacji finansowej, tak teraz chce się z dnia na dzień wzbogacić. Doprowadza