Page 394 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 394

oczach zdaje się być rzadkim, delikatnym i posępnym czarnym tulipanem
           z kielichem pełnym łez duszy oraz długą łodygą, która wyciąga się ze swo-
           im smutkiem i tęsknotą tak wysoko do nieba, że grozi jej złamanie. Można
           przewidzieć, że Szejndla będzie niosła swój głęboki smutek przez długie lata
           staropanieństwa.

                                           *

             Niedługo po tym, jak Amerykanin znika ze sztetla, we wszystkich trzech
           fabrykach w Bocianach wybucha wielki strajk. Robotnicy solidaryzują się ze
           strajkiem generalnym, który został ogłoszony w całej Polsce. W ten sposób
           Bociany spotykają się twarzą w twarz z jedną z niewielu demonstracji w historii
           tego miasteczka. Żydzi i goje maszerują wzdłuż wąskiej alei topolowej z transpa-
           rentami i czerwonymi sztandarami na Pociejów, gdzie odbywa się masowy wiec.
           Między przemawiającymi do tłumu znajdują się Stary Zelik, krawiec i weteran
           Bundu, oraz Bracha, zagorzała komunistka.
             Siedzę obok cioci Szejndli z przodu sklepiku w ślepym oknie na Pociejowie
           i obie przypatrujemy się, jak masa ludzi z transparentami oraz czerwonymi sztan-
           darami wypełnia plac targowy. Na początku wszyscy sklepikarze przypatrują się
           z ciekawością i zdziwieniem temu, co dzieje się przed ich oczami. Jednak dość
           szybko wybucha między nimi chaos i panika.
             – Zamykajcie sklepy! Zatrzaskujcie okiennice! – słychać ze wszystkich
           stron. Przerażeni sklepikarze wyganiają klientów na zewnątrz i zamykają
           sklepiki.
             Tłum gromadzący się na placu targowym rośnie i zaczyna rozlewać się na
           trotuar, aż do drzwi sklepów. Szejndla orientuje się, że jedynie jej sklepik jest
           wciąż otwarty. Ściąga drągi z zawieszonymi na nich ubraniami, zamyka drewniane
           okiennice, po czym zabezpiecza je prętem i kłódką.
             Gdy trzymając się za ręce, spieszymy do domu, dostrzegamy grupki chłopów
           zbliżające się od strony wiejskich chałup. Chłopi biegną przez pola z grabiami
           i łopatami przerzuconymi przez ramiona.
             – Zrobiliście z naszych chłopców moskali! – wołają, wymachując zaciśniętymi
           pięściami w stronę przestraszonych Żydów, mężczyzn i kobiet z dziećmi, którzy
           spieszą schować się w domach niczym myszy w dziurach. Nagle dopada nas
           jakaś rozwścieczona chłopka i dosięgając ręką Szejndli, rozcapierzonymi palcami
           wczepia się w jej włosy.
             – Przez was, Żydzi, wyrzucą mojego Jurka z fabryki! – wrzeszczy.
             Ja też zaczynam wrzeszczeć i kopię ją w kostkę. Szejndla nie puszcza mojej ręki
           i staje między mną a chłopką, by mnie ochraniać. Na szczęście Mańka Praczka,
           gojska sąsiadka babci Hindy, wybiega z podwórka i przepędza rozwścieczoną
           chłopkę. Ledwo łapiąc oddech, wbiegamy z Szejndlą na podwórko i wpadamy
    392    do pokoju dziadków na parterze.
   389   390   391   392   393   394   395   396   397   398   399