Page 38 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 38
*
Podczas kolejnej nocy pancerz mgły wokół umysłu Miriam stał się nieco
cieńszy. Jednak również i tę noc spędziła na długiej rozmowie ze sobą i z tymi,
którzy zaludniali jej halucynacje. Miała piętnaście lat i była bardzo chora. Miesz-
kali wówczas na trzecim piętrze kamienicy przy Nowomiejskiej . Ojciec dopiero
34
co przyszedł do domu z wynikami analiz. „Dyfteryt!” – powiedział do matki
zduszonym głosem.
Miriam leżała w niklowanym łóżku, na którym sypiała z Wierką. Łóżko stało przy
oknie, którego parapet był zastawiony maminymi doniczkami pełnymi kwiatów.
Odczytywała spojrzenia rodziców, pojmując, że jej życie, jej drogie, wspaniałe
życie – wisi na włosku!
Również i tej nocy wysoki człowiek w czarnym mundurze przyszedł, aby rzekomo
jej doglądać w chorobie. Przez cały czas próbował wniknąć do jej duszy słowami,
które przyprawiały ją o utratę zmysłów, o czym dobrze wiedział. Poza tym bez
żenady i zmiłowania wypytywał ją o szczegóły dotyczącej jej rodziny, przyjaciół
i znajomych – aby się dokładnie zorientować, co sprawia jej największy ból.
„Chętnie cię słuchałem” – przyznał otwarcie. „Wydaje się, że byłaś bardzo
szczęśliwa przed wojną”.
Nie tylko był nietaktowny, ale też nie miał żadnego względu na nią. I nagle
wyskoczył z pytaniem, czy gdzieś w obozie nie spotkała kobiety o imieniu – nie
usłyszała go dobrze – która jest jego matką. Takie kłamstwo jej zaserwował,
opierając się o parapet okienny i bawiąc się pobłyskującymi okularami. Potem
założył je i zbliżył się, jakby chciał lepiej się jej przyjrzeć. Wszystko to wydało się jej
śmieszne. W pokoju było przecież bardzo ciemno. W okularach czy bez postrzegał
ją jako plamę w ciemności. Daremny wysiłek. Taka dla niego pozostanie. Nigdy
nie stanie się wyraźniejsza. W ogóle denerwował ją ten człowiek z zewnątrz. Aby
się go pozbyć, zaczęła w myślach pisać list do Abraszy.
Drogi Abraszo, jak długo można być w Paryżu? Kiedy odwiedzisz mnie na
moim łożu boleści? Jestem bardzo chora. Na dyfteryt. Czy to coś dziwnego?
Na czworakach sama się tu dowlekłam. Udało mi się wrócić do domu. Bardzo
bolało. Nie poznałam miasta i ono mnie nie poznało. To moja Łódź i nie moja.
Miasto pełne ludzi przyodzianych w białe całuny pogrzebowe. Niektórzy nawet
mają białe trzewiki na nogach. Nikt nie mówi do rzeczy. Milczą w jidysz. Domy są
pełne życia i nikogo w nich nie ma. Zgaszone lampy. Szare kubiki pokojów, okna
i drzwi przesłonięte szarymi zasłonami pajęczyn, a w nich zaplątany łańcuch
pokoleń, których nie mam siły wyliczyć. W naszym domu przy Nowomiejskiej wisi
36 34 Ulica Nowomiejska była przedłużeniem ul. Piotrkowskiej w kierunku północnym.