Page 41 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 41

– Ze mną? Czy dzisiaj jest dzień moich narodzin?
                – Nie, głuptasku. Z moim pierwszym dzieckiem, z Wierką.
                – Gdzie jest Wierka?
                – Tutaj, w moim brzuszku. Jeszcze nie jestem pewna, więc nie mów ojcu. Nie
             chcę dawać mu fałszywej nadziei. Nie musi przecież wszystkiego wiedzieć od razu.
                – Gdzie jest ta…? – zapytała Miriam.
                – Co to znaczy, gdzie? Tutaj, ze mną.
                Matka zwróciła się ku młodemu mężczyźnie, który wynurzył się zza drze-
             wa. W pierwszej chwili Miriam wydawało się, że to jej własny narzeczony Ma-
             rek. Ale zaraz dostrzegła jego staromodne ubranie. Miał na sobie ten sam
             garnitur z alpaki, z tym samym kolorowym krawatem, te same żółte getry
             na butach, w których był na ślubie z matką. I tak wystrojony patrzył z góry
             na pokój w domu przy Nowomiejskiej, wyglądając z umieszczonej w ramce
             fotografii, która wisiała na ścianie. Tymczasem Marek nosił pumpy i kurtkę
             zimową.
                Matka skinęła głową w kierunku taty.
                – No, podejdź tu, Jankewie. Przecież widzisz, że wszystko będzie dobrze. –
             I szeptem powiedziała do Miriam na ucho: – Mały tchórz z tego twojego ojca.
             Jeśli tylko zobaczy, że komuś z nas, nie daj Boże, coś dolega, kamienieje… staje
             się jak sparaliżowany.
                Ojciec zbliżył się uroczyście do pryczy. Wcale nie był łysy, jak zapamiętała go
             Miriam, bardzo przypominał siebie na zdjęciu. Gęsta czupryna brązowych loków
             okalała po męsku, czarująco jego otwarte, gładkie czoło, czyniąc go męskim
             i pociągającym.
                – Ty żyjesz, tato? – zaraz zapytała Miriam. – A gdzie jest Marek i Noniek?
             Abrasza nie wspomina ani słowem o was w liście napisanym na pakowym papierze.
                Znajomy półuśmieszek zaigrał w kącikach ojcowskich ust. Ale zanim zdołał
             odpowiedzieć, matka weszła mu w słowo.
                – Noniek jeszcze się nie narodził – powiedziała szybko. – Później przyjdzie
             na świat, Miriamko, po tobie. Nic się nie martw. Twój Marek nie zapomni pojawić
             się na randce.
                Miriam spojrzała na rodziców. Teraz oboje stali obok siebie, sztywni i uro-
             czyści, jakby pozowali do fotografii. Jedynie ich twarze jaśniały w ciemności jak
             zapalone lampy.
                – Cieszę się, że was widzę – westchnęła z uczuciem bolesnego szczęścia.
             – Byłam bardzo samotna.
                Matka zgodziła się z nią.
                – Znam to uczucie, córko. Ja też przyszłam na świat jako sierota. Ale spójrz
             teraz na mnie! Popatrz na nas oboje! – Wzięła ojca pod rękę, aby jeszcze bardziej
             wyglądać jak na fotografii. – Wyglądamy malowniczo, fotogenicznie, co? A co my-
             ślałaś? My dwie, Miriamko, ty i ja, jesteśmy dzisiaj w tym samym wieku. Dopiero
             co skończyłyśmy dwadzieścia jeden lat. Tak naprawdę to nigdy nie wiedziałam,   39
   36   37   38   39   40   41   42   43   44   45   46