Page 366 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 366
ścianie swoje odbicie i zaraz otrząsam się z zawstydzenia. Opanowuje mnie poczucie
nieskrępowanej niczym swobody i daję się mu ponieść… – wyzwolona, zapamiętale
niosę się po pokoju, kołysząc w najwyższym upojeniu całym ciałem. Zakochuję się
wręcz w tym dużym, pustym pomieszczeniu z lustrzaną ścianą i gładką podłogą.
Chciałabym być tu sama – wtedy dopiero wiedziałabym, co robić!
Gdy dźwięki pianina urywają się, nie przestaję się poruszać i nadal pląsam
w uniesieniu po pokoju. Moje stopy nie chcą zrezygnować z przyjemności doty-
kania tej wspaniałej, gładkiej podłogi. Dopiero, gdy słyszę skrzypienie krzesła
i zauważam, że madame Felicja wstaje, zatrzymuję się. Madame Felicja przy-
wołuje mnie do siebie długim, kościstym palcem.
– Ale to również nie jest najważniejsze – mówi do panny Jedwab. Znowu nie
wyjaśnia, co ma na myśli, tylko prowadzi mnie i pannę Jedwab do garderoby,
gdzie w kącie stoi waga. Waży mnie i mierzy, zapisuje coś na kartce i milcząc,
pokazuje to pannie Jedwab. Wtedy po raz ostatni mówi: – Ale nawet to nie jest
najważniejsze. – Następnie z majestatem i powagą wyjaśnia: – Najważniejsze
jest poświęcenie i charakter. Po tym, jak zostaną wzięte pod uwagę wszystkie
uzdolnienia oraz wszelkie inne atuty, poświęcenie i charakter są decydującymi
czynnikami. A o tym nie możemy na razie jeszcze niczego powiedzieć, prawda? –
I oznajmia pannie Jedwab, że zgadza się przyjąć mnie do swojej szkoły tańca na
pewien czas na próbę, począwszy od nowego roku szkolnego, pod warunkiem,
że będę utrzymywać surową dietę.
Kiedy słyszę określenie „surową” z dodatkiem nieznanego mi słowa „die-
ta”, której mam się trzymać, dreszcz przechodzi mi po plecach. Tymczasem
twarz panny Jedwab rozjaśnia się jak słońce. Nie posiadając się z wdzięczności
i ubóstwienia, długą chwilę potrząsa energicznie kościstą ręką madame Felicji.
Każe mi ukłonić się, co robię chętnie, żeby jak najszybciej mieć za sobą to całe
zawracanie głowy. Żałuję jedynie tego, że nie mogę zabrać ze sobą wspaniałego
pokoju z lustrzaną ścianą. Panna Jedwab obejmuje mnie ramieniem i tanecznym
krokiem wychodzi ze mną ze studia mistrzyni baletu.
Na ulicy panna Jedwab wyjaśnia mi głosem przepełnionym radosnym niepo-
kojem, co to takiego dieta oraz co tancerka może jeść, a czego nie wolno jej nigdy
nawet dotknąć ustami. Wykorzystuje też od razu okazję do tego, by poinformować
mnie również o innych rzeczach, które są dozwolone dla tancerki, a czego nie
wolno jej nigdy robić. Tego, co jest zabronione, jest dużo, a rzeczy dozwolone są
niezbyt ponętne. O mały włos nie zdradzam się z moich myśli i nie wyjaśniam
pannie Jedwab, że nie powinna zawracać sobie głowy całą tą historią ze szkołą
baletową. Niewiele brakuje, bym od niej uciekła.
Jak gdyby wyczuwając moją chęć ucieczki, panna Jedwab przyciska mnie
serdecznie do siebie i uroczyście, ustami pełnymi słodyczy mówi:
– Być tancerką, Miriam, znaczy być kapłanką, westalką strzegącą wieczne-
go ognia sztuki w świątyni miłości i piękna. Powołanie na westalkę to nieba-
364 gatelna sprawa.