Page 364 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 364

Mimo to, niczym kapłanka w służbie muzy, za swoje powołanie uważa złożenie
           wszystkiego, co posiada, na ołtarzu sztuki, zanim będzie za późno. Utrzymuje
           w formie swoje wychudzone ciało oraz poranioną duszę, z nieustępliwością i upo-
           rem prowadząc utworzoną przez siebie w Łodzi pierwszorzędną szkołę taneczną.
             Szkoła ta znajduje się w zaniedbanym budynku w głębi hałaśliwego, brudnego
           podwórza w centrum miasta. Jej uczennicami są utalentowane dziewczęta z za-
           możnych domów, które darzą madame Felicję wielkim szacunkiem i podobnie
           jak ona uważają lekcje tańca za święty rytuał.
             Madame Felicja zarządza szkołą niczym dumna, potężna królowa smutku.
           Tunika, którą nosi podczas lekcji, jest czarna jak smoła. Jej kruczoczarne włosy
           są tak mocno ściągnięte w kok na czubku głowy, że wyglądają niczym kapelusz
           wykonany z lśniącego, czarnego filcu. Jej duże, czarne, żydowskie oczy pod
           ciężkimi powiekami są otoczone długimi rzęsami i pełne bezdennego smutku.
           Powieki i gęste brwi podkreśla czarną kredką, za to zapadnięte policzki z wyso-
           kimi kośćmi policzkowymi pudruje bardzo ciemnym różem, a pełne usta maluje
           na ciemnoczerwono. Jej ciało, długie i kościste, ma w sobie jednocześnie jakąś
           poruszającą słabość, jak i stoicką siłę.
             Gdy madame Felicja zwraca się do swoich uczennic, można odnieść wrażenie,
           że mówi po rosyjsku, używa jednak przy tym polskich słów, wplatając między
           nie francuskie wyrażenia. Jej głos jest silny, zachrypnięty i pobrzmiewa w nim
           tragiczna nuta. Gdy mówi, jej ręce z dłońmi o długich palcach i pomalowanych
           purpurowo paznokciach rysują w powietrzu przeróżne formy. Jej roztrzepotane
           dłonie wyglądają niczym krążące wokół niej nietoperze z czerwonymi szponami.
           Kiedy po raz pierwszy widzę ją stąpającą krokiem baletnicy, jej zgrabne ruchy
           wydają mi się dziwaczne i komiczne.
             Gdy panna Jedwab i ja pojawiamy się w szkole tańca, od razu staje się dla
           mnie jasne jak słońce, że madame Felicja nie jest specjalnie szczęśliwa z naszej
           wizyty. Wita nas królewskim skinieniem głowy i lodowatym uściskiem dłoni. Od-
           kąd weszłyśmy do recepcji, panna Jedwab nie przestaje zginać się w ukłonach
           i dziękować madame Felicji za to, że zgodziła się nas przyjąć. Madame Felicja
           z miną królowej przyjmującej delegację żebraków mówi najpierw, że jest dla
           mnie o rok za późno, bym zaczęła naukę baletu. Potem stwierdza, że chociaż
           moje długie nogi i szyja są plusem, to jednak jestem za wysoka jak na mój wiek
           i mogę urosnąć wyższa, niż powinna być tancerka baletu. Na koniec zaznacza,
           że tańczenie baletu nie jest przyszłością dla dziecka bałuckiej biedy. Uważam,
           że mam szczęście, iż moja brzydota nie wydaje się być żadną przeszkodą,
           a przynajmniej madame Felicja jest na tyle taktowna, by o tym nie wspominać.
             Potem madame Felicja przygląda mi się bardziej szczegółowo swoimi smut-
           nymi, czarnymi oczami i raz jeszcze wyraża wątpliwość, czy w ogóle opłaca się
           poświęcać tyle trudu i czasu, nie wspominając o pieniądzach, na dziecko, któ-
           rego ojciec jest zwykłym kelnerem, a matka prostą sztoperką. Argumentuje, że
    362    wcześniej czy później będę zmuszona wspomagać finansowo moich rodziców,
   359   360   361   362   363   364   365   366   367   368   369