Page 358 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 358

sobą, by złożyć Kacom wizytę. Wdrapujemy się na łóżko, na którym w koszuli
           nocnej z dekoltem spoczywa w półsiedzącej pozycji pani Kac razem ze swoją grubą
           córką Celią, którą obejmuje swoimi pulchnymi ramionami. Pan Kac, opierając
           się na łokciach i trzymając głowę w dłoniach, leży w łóżku naprzeciw, a u jego
           stóp siedzą jego dwaj grubi synowie. Podczas przerwy w śpiewie pani Kac wstaje
           z łóżka, by po chwili przynieść tacę załadowaną dzbankiem gorącej herbaty,
           garnuszkami i talerzem pełnym pokrojonego ciasta. Siedząc wciąż w łóżkach,
           zajadamy świeże, kruszące się kawałki ciasta, popijamy z garnuszków gorącą
           herbatę, śmiejąc się przy tym głośnym, tryskającym okruchami śmiechem. Nie
           jest łatwo radzić sobie z ciastem i garnuszkami w rękach w wąskich łóżkach. Jem
           ciasto, chociaż nie lubię słodyczy i – jakby sobie samej na złość – przyglądam
           się z rozbawieniem temu pokojowi, który tak mnie przeraża, oraz panu Kacowi,
           którego tak nie znoszę.
             Wierka i ja nie jesteśmy jedynymi gośćmi Kaców w sobotnie poranki. Przy-
           chodzą tu też wtedy inne dzieci sąsiadów, a także dorośli, kobiety i mężczyźni,
           którzy wpadają ubrani w nocne koszule, z zimowymi płaszczami zarzuconymi
           na ramiona. Wszyscy siadają ściśnięci razem na podłodze między łóżkami lub
           na przyniesionych z kuchni krzesłach. Zabierają się za opróżnianie wraz z nami
           talerza z ciastem i nalewają sobie w kuchni garnuszki herbaty. Gdy kończy się
           jedzenie i picie, rodzina Kaców zabiera się z powrotem do śpiewania i wszyscy
           obecni przyłączają się do niej. Śpiewają znane szlagiery, piosenki z żydowskiego
           teatru rewiowego, pieśni ludowe i piosenki podchwycone od śpiewaków ulicz-
           nych, jak na przykład:

             Dos fercnte jor iz ongekimen, oj wej,
             Hot men mich cu di zelner genimen, oj wej… 251

             Albo:

             Wos szitesti ojf majne windn zalc?
             Di libe iz sztarker fun alc. 252

             Czasami najstarszy syn Kaców, Fiszel, przygrywa chórowi na grzebieniu przy-
           krytym kawałkiem bibułki i wszyscy są zachwyceni. Kacowie potrafią wspaniale
           zabawiać swoimi występami.
             Fiszel jest moim dobrym przyjacielem, choć ma już jedenaście lat. Kiedy moi
           i jego rodzice idą na zebranie w sobotnie popołudnie i tylko my, dzieci, jesteśmy
           w domach, zostawiam Wierkę, by sama radziła sobie z Nońkiem, i idę do miesz-


           251   (jid.) Skończyłem czternaście lat, oj biada, wzięto mnie do wojska, oj biada…
    356    252   (jid.) Dlaczego sypiesz na moje rany sól? Miłość jest silniejsza od wszystkiego.
   353   354   355   356   357   358   359   360   361   362   363