Page 343 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 343

rzeczowość, „szorstkość” jej wielkiego serca, a nawet fakt, że ani trochę nie
             obchodzi jej to, co jego interesuje. Lubi wprawdzie literaturę piękną, lecz, podob-
             nie jak Wowa, nie jest w stanie dać się ponieść skrzydłom fantazji. Posiada za
             to talent oswobodzenia każdej wzniosłej myśli z efekciarskiego, dekoracyjnego
             opakowania słów i przekonania się, czy zawiera w sobie coś istotnego. Jankew,
             będąc jej dokładnym przeciwieństwem, docenia krytykę, której mu zresztą nie
             szczędzi. Całuje ją w policzek i wygłupia się z nią po przyjacielsku.
                Jednak kocha tylko Binele. Niczym stęskniony narzeczony przyjeżdża do
             Stefanowa, by ogrzać się w świetle, które z niej promieniuje.
                Podczas pobytu na wsi Binele zachowuje się niczym dzika koza. Wygląda, jakby
             była niewiele starsza od dzieci. Jej ciało jest zmysłowo zaokrąglone, a obsypana
             piegami skóra zaróżowiona od słońca. Ubiera się w odsłaniające ramiona zwiew-
             ne sukienki z dekoltem i wycięciem na plecach. Przyciąga spojrzenia mężczyzn,
             którzy przyjeżdżają do Stefanowa na sobotę. Flirtuje z nimi wesoło, pozwala, by
             chwytali ją w objęcia i skradali pocałunek. Podczas długich spacerów w piątkowe
             wieczory Jankewowi z trudem udaje się zatrzymać ją u swego boku, ponieważ
             towarzysze wciąż „wypożyczają” ją od niego. On sam nigdy nie pragnął Binele
             tak bardzo, jak podczas tych dni na wsi, zmęczony tęsknotą długiego tygodnia
             rozłąki. Jednak, właśnie tu, na wsi, prawie niemożliwym jest znalezienie spokoj-
             nego kącika, do którego można by się wymknąć i spędzić czas tylko we dwoje.
             Czasami wykradają się z chałupy w środku nocy, by wpaść sobie w ramiona
             w stodole, pośród pola, czy nawet w lesie. Nieraz próbują też zniknąć na chwilę
             w ciągu dnia, jednak łatwiej o tym mówić, niż zrobić.
                Beztroskie flirtowanie z innymi na wsi nigdy nie ma takiego znaczenia, by
             mogło zagrozić partnerskiej harmonii między nimi. To się po prostu nie liczy.
             Tygodnie po powrocie ze Stefanowa Binele i Jankew droczą się ze sobą i odgry-
             wają sceny zazdrości, co za każdym razem kończy się śmiechem i wzajemnymi
             wyznaniami miłości.
                Jedynym ze stałych gości, który tego lata nie przyjechał do Stefanowa, jest
             Anton Cimerman. Już dawno przestał zachodzić do mieszkania przy ulicy No-
             womiejskiej, jak oboje z Binele postanowili. Przechodzi trudny czas. Reakcyjni
             radni, narodowcy w radzie miejskiej, której Cimerman jest członkiem, wysyłają
             za nim chuliganów, którzy szpiegują go na ulicach i często napadają na niego, by
             wypróbować na nim swoje pięści. Narodowcy wiedzą dobrze, że jest on świetnym
             mówcą na wspólnych, masowych spotkaniach polskich i żydowskich robotni-
             ków. Swoje przemówienia wygłasza we wspaniale brzmiącej polszczyźnie bez
             najmniejszego śladu żydowskiego akcentu. Jego postać o szerokich ramionach
             oraz postawa i ubranie stanowią silny kontrast wobec typowego wizerunku Żyda
             z karykatury, dlatego jest on im cierniem w oku i darzą go przez to szczególną
             uwagą. Rzadko widzi się go bez obandażowanej głowy lub ręki na temblaku.
             Binele widuje go na zebraniach partyjnych. Pozdrawiają się z daleka, z powagą
             kiwając do siebie głowami.                                            341
   338   339   340   341   342   343   344   345   346   347   348