Page 348 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 348

– Tak właśnie. Ze mną nie może pan być. Ale dlaczego nie rozwiedziecie się,
           pan i pańska żona? Jak możecie żyć ze sobą w takim emocjonalnym chłodzie?
             – Mówiłem pani. Jesteśmy do siebie przywiązani. I dokąd mielibyśmy pójść?
           Jeśli chodzi o tęsknotę do tego, czego nie można mieć, każdy człowiek jest samot-
           ny. Wspólne życie sprawia, że jest nam lżej na sercu. Pomaga to nam też lepiej
           pracować dla ruchu robotniczego. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, moja żona i ja.
             – Fałszywymi przyjaciółmi!
             – Nie jesteśmy fałszywi. Ani ona, ani ja.
             – Chce pan powiedzieć, że ona wie… o mnie… o tym, że…?
             – Oczywiście, że wie.
             – Mogę się założyć, że wyznanie tego nie przyszło panu ciężko. Nawet pan nie
           podejrzewa, że wbił jej pan tym nóż w serce. Dlaczego nie zachował pan milczenia?
             – Nie ma o czym milczeć. Moje wizyty u pani są niewinne, jak pani wie. Ta
           niewinność wiele mnie kosztuje, Binele. – Uśmiecha się swoim półuśmiechem. –
           Wiem, że gdybym tylko dotknął pani twarzy, nie byłoby drogi odwrotu. Ale proszę
           się nie bać. Nic nie wydarzy się między nami bez pani woli. Jestem mistrzem
           w trzymaniu się w ryzach.
             Milkną. Po chwili Binele odzywa się szeptem, ze wzrokiem utkwionym w żelazku:
             – Myślę, towarzyszu Cimerman, że mężczyzna i kobieta mogą dopuszczać się
           zdrady w sposób, w jaki my to robimy – to znaczy nic nie robiąc. To nie wydaje
           mi się uczciwe. Martwi mnie to bardzo i sprawia, że czuję się, jakbym zdradzała
           Jankewa. Bardzo lubiłam, kiedy przychodził pan tutaj, siedział i rozmawiał ze
           mną i z dziećmi, ale to nie jest dobre.
             – Też tak uważam. Ale czasami myślę, że dobrym byłoby, gdybyśmy podążyli
           za głosem naszych serc.
             – Oszalał pan!
             – To byłoby uczciwsze. Sprawiedliwsze.
             – Ja jestem uczciwa. Oczywiście, że jestem uczciwa! – Nie jest to zupełna
           prawda. Jej ciało pragnie dowiedzieć się, jak by się czuło, gdyby zamknął je w swo-
           ich ramionach. Jednak uczciwa jest w tym sensie, że odrzuca taką możliwość.
           Dodaje z przekonaniem: – Sądzę, towarzyszu Cimerman, że to nie jest dobre,
           by człowiek poddawał się każdemu kaprysowi, każdej słabości.
             – To, co pani nazywa kaprysem, dla kogoś innego może być śmiertelnie
           poważnym pragnieniem, Binele. Pani może pozwolić sobie na to, by być szlachet-
           niejszym człowiekiem, ponieważ nie jest pani we mnie zakochana i pani serce
           jest spokojne. Dlatego nazywa to pani kaprysem. Gdybym tylko był bardziej
           kapryśny, niż jestem...
             Binele zastanawia się, jak zareagowałaby, gdyby tak było? Odpowiada mu:
             – To by panu w ogóle nie pomogło. Nie jestem w panu zakochana tak, jak
           pan by tego chciał. Tak właśnie jest. I nadal uważam, że musi pan przestać tu
           przychodzić. Ponieważ… ponieważ sprawia pan, że czuję się dobrze i równocze-
    346    śnie strasznie źle. I wie pan co jeszcze? Nawet gdybym się panu poddała, wciąż
   343   344   345   346   347   348   349   350   351   352   353