Page 335 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 335

Jankew uśmiecha się głupawo. Twarz mu płonie, serce ściska się i przeszy-
             wa go dreszcz niepokoju. Zaczyna odczuwać strach przed panem Terkeltojbem
             i unika odtąd jego wzroku, lecz jego samego unikać nie może.
                Po pracy Jankew często bierze udział w zebraniach związku lub spotyka
             się z innymi kelnerami, którzy chcą omówić z nim sprawy związkowe, dlatego
             zazwyczaj wraca do domu prawie o świcie. Źle sypia. Myśli o zmarłym bracie,
             które udaje mu się przepędzić w ciągu dnia, nocami dręczą go w snach. Śni też
             o Poli. Są to mgliste, erotyczne sny, które trącą śmiercią. W snach widzi ją zawsze
             ubraną w coś czarnego i przezroczystego.
                Po takich źle przespanych nocach i porankach jest roztargniony w pracy
             i nogi się pod nim uginają. Kiedy znajduje się w takim stanie, obsługuje Polę
             i innych nieuprzejmych gości z podwójną uniżonością. Stara się schlebiać
             panu Terkeltojbowi i gdy w restauracji panuje słabszy ruch, przełamuje się
             i wdaje się z nim w filozoficzne rozważania, wykazując się swoją talmudycz-
             ną wiedzą i świecką erudycją. Z przesadną uwagą przysłuchuje się śmiechu
             wartym wywodom pana Terkeltojba o „sztuce”, które irytują go lub nudzą
             śmiertelnie, kiedy jest rozstrojony i wyczerpany. Gdy z przyklejonym do twarzy
             uśmiechem demonstruje swój wdzięk, zgrabną sylwetkę, pociągający mę-
             ski urok, inteligencję – wszystko za wyjątkiem duszy – czuje się jak męska
             prostytutka.
                Jednak nadal musi zachowywać się w ten sposób. Pan Terkeltojb, który po-
             sługuje się językiem polskim niewiele lepiej od Jankewa, jest niezwykle surowy,
             jeśli chodzi o maniery i sposób wyrażania się swoich kelnerów. Jego wyrozu-
             miałość dla Jankewa rzuca się w oczy. Respektuje go z oczywistych powodów.
             Wygląd Jankewa, jego postawa i zachowanie się wobec ludzi znajdują uznanie
             w jego oczach. Oprócz tego Jankew stał się znakomitym kelnerem. Większość
             gości chce być obsługiwana tylko przez niego. Nie bez znaczenia jest też to, że
             Jankew zachowuje się wobec pana Terkeltojba ze swego rodzaju serdecznością
             i pełną szacunku poufałością. Jest to bardzo satysfakcjonujące i przyjemne
             dla pana Terkeltojba, który lubi przechwalać się swoją znajomością ludzkiej
             natury i nie znajduje ani śladu fałszu czy pochlebstwa w komplementach, któ-
             re prawi mu Jankew. Pan Terkeltojb z wielkim ukontentowaniem przechwala
             się przed gośćmi, że to on wyratował Jankewa dosłownie z rynsztoka i zrobił
             z niego człowieka.
                Rzadko jednak zdarza się, by rozmowa między Jankewem a jego szefem
             nie zawierała przynajmniej łagodnego napomnienia dotyczącego okropnego
             akcentu w polszczyźnie Jankewa. Nic dziwnego. Najważniejsi bywalcy Capri są
             bowiem dumni z tego, że posługują się językiem polskim lepiej niż sami Polacy,
             oraz bardziej od nich przeczuleni na punkcie poprawnego akcentu. Ponadto
             zdarza się dość często, że niektórzy ze stałych gości należących do lokalnej,
             polskiej arystokracji, zabierają swoich znajomych z Warszawy do Capri na kola-
             cję. Pikantny, egzotyczny smak żydowskiej kuchni należy do nielicznych atrakcji,   333
   330   331   332   333   334   335   336   337   338   339   340