Page 330 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 330
nieokreślonego zajęcia, którzy należeli kiedyś do bałuckiej ferajny, a potem
zrobili karierę. Wszyscy oni byli za pan brat z panem Terkeltojbem, który swego
czasu sam należał do tego towarzystwa.
Również oni przyprowadzają ze sobą bardzo eleganckie damy. Ubrane w pro-
ste, krótkie suknie uszyte według ostatniej mody, w założonych na bakier
kapelusikach o miskowatym kształcie, z włosami obciętymi a’la garson, damy
te błyszczą i mienią się od prawdziwej lub fałszywej biżuterii. Ich kawalerowie
noszą garnitury uszyte na miarę z najlepszej jakości angielskich materiałów oraz
beżowe getry na butach. Na ich płaskich brzuchach wiszą niczym błyszczące
półksiężyce łańcuszki złotych zegarków, schowanych w kieszeniach kamizelek.
W drzwiach frontowych Capri pojawiają się z przerzuconymi przez ramię laskami
spacerowymi o kosztownych gałkach.
Jankew podziwia, jak to kolorowe towarzystwo lekkoduchów ze swoją eks-
trawagancką rebelią przeciw monotonii życia harmonizuje zarówno ze stałymi
gośćmi – bogaczami, którzy zapewne zazdroszczą im ich awantur, jak i z ludźmi
bohemy, artystami, dla których ich pomysłowość na polu wykręcania się od
prawa jest źródłem inspiracji. Między artystami a tym półświatkiem zachodzi
jakieś przedziwne powinowactwo, przypominające zażyłość między malarzami
i ich modelami. Darzą się wzajemnym szacunkiem. To samo zauważa Jankew
w Muzie Fidlera, gdzie nieliczni szczęśliwcy należący do obu tych grup spotykają
się przy szklance herbaty i makowych ciasteczkach.
Dzisiejszego wieczoru, podobnie jak we wszystkie pozostałe wieczory, Capri
jest po brzegi wypełniona „gośćmi”. Światowy kryzys jeszcze tutaj nie dotarł.
Jankew jest wciągnięty w wir pracy, równocześnie jednak nie przestaje szeptać
do siebie: „Ona ma talent…”, jak gdyby te trzy wyrazy były magicznym zaklęciem
przepędzającym zmęczenie. Zapomina nawet spojrzeć na zegar, by sprawdzić,
jak daleko jest jeszcze do dwunastej, kiedy to tłum gości przeniesie się z Capri
do sąsiedniego nocnego lokalu Tabarin, którego współwłaścicielem jest pan
Terkeltojb.
*
Praca drugiej zmiany dobiega końca. Tłum gości wylewa się powoli z Capri
i część z nich kieruje się w stronę Tabarinu, by tam kontynuować wieczorną
zabawę. Pani Pola Wajskop tego wieczoru sama jadła kolację w Capri. Robi to
czasami, kiedy jej mąż jest w podróży. Dzisiaj zostawiła Jankewa w spokoju,
jednak nie odrywała od niego oczu, co on ledwo zauważył. Teraz wyczekuje
na niego na ulicy. Zanim udaje mu się jej uniknąć, zbliża się do niego i chwyta
go za rękę.
– Chodź ze mną! – mówi na wpół zapraszającym, na wpół rozkazującym
tonem. – Barucha nie ma w mieście, a ja potrzebuję kogoś do towarzystwa. –
328 Ciągnie go ze sobą przez ulicę w kierunku Tabarinu.