Page 318 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 318

„gatunku” i nie mieli nic wspólnego z plemieniem kacetników. Porozumienie mię-
           dzy tymi dwoma „gatunkami” możliwe było co najwyżej w kwestiach dotyczących
           bieżących spraw, a nawet pod tym względem były między nimi różnice.
             Jeśli ona, Miriam, miałaby jednak rozmawiać z kimś „z zewnątrz”, to jedynie
           z doktorem Vanderhaeghe, który palił się do tego, by jej wysłuchać. Ostatnio
           rzadko do niej przychodził. Jego krótkowzroczne oczy otoczone czerwonymi ob-
           wódkami były zmęczone i zamglone. Wyrażało się w nich jego własne cierpienie,
           gdy wzrokiem szukał czegoś w głębi jej oczu. Jednak jemu też trzeba by było
           wyjaśniać, mówić do niego jak do nieświadomego dziecka – a koniec końców
           i tak by niczego nie zrozumiał. A poza tym przecież zupełnie niemożliwym jest
           przekazanie tego, co najistotniejsze.
             Spędziwszy trochę czasu, odpoczywając na zewnątrz na skrzynce, Miriam
           wróciła do swojego pokoiku i siedziała przy oknie do późnego wieczora. Marusia
           i Aniela przychodziły zwykle późno położyć się spać. Miriam bała się zasnąć.
           Usiłowała oddalić od siebie sen. Na wpół rozbudzona starała się kontrolować
           myśli, sterować swoimi wizjami i kierować je tam, dokąd chciała. W myślach
           mówiła do Abraszy, kreśliła do niego list, którego wcześniej tego dnia nie była
           w stanie napisać.

                                           *

             Nastały piękne dni. Kipiący zielenią świat kąpał się w promieniach słońca.
           Miriam nie przestawała zachwycać się zwyczajnym pięknem każdego drzewa,
           krzewu, źdźbła trawy. Codziennie odkrywała coś na nowo. Radość z powrotu
           do życia była oszałamiająca. Wspaniale było móc oddychać, słyszeć dźwięki,
           widzieć kolory, czuć niebiański smak jedzenia, wgryzać się w kawałek chleba.
           Była w tym wszystkim równocześnie zwierzęca satysfakcja, jak i coś ze świę-
           tego rytuału. Kto jeszcze tak, jak ocalały, mógł docenić prawdziwy smak tych
           zwykłych przyjemności?
             Na zewnątrz, podczas spacerów wokół lazaretu z Balcią i Malką, Miriam
           spotykała się z grupami innych obozowych kobiet, także z takimi, które przybyły
           z innych obozów, by szukać krewnych. Nie było nic więcej do robienia, jak cały
           dzień szwendać się między barakami. Jednak nie było też mowy o nudzie. Dawni
           więźniowie czuli się na nowo mocno zespoleni z naturą, byli jej częścią. Podobnie
           jak zdeptane przez buty źdźbła trawy, które muszą wytężyć wszystkie siły, by się
           wyprostować i umożliwić odpowiednie krążenie żywotnym sokom, tak i ocalali
           byli zajęci sobą. Powrót do życia nie przychodził łatwo.
             Wciąż jeszcze nie napisała listu do szpitala w Birnau z prośbą o informacje
           o Abraszy. Dostała jednak pseudoodpowiedź na swoje pytania od jego niemieckiej
           pielęgniarki: z jakiegoś powodu Abrasza nie jest w stanie poruszać kończynami
           i dlatego nie może sam pisać do Miriam. Pielęgniarka nie podała nazwy jego
    316    choroby. Czy był sparaliżowany? Czy istniała nadzieja, że wyzdrowieje?
   313   314   315   316   317   318   319   320   321   322   323