Page 313 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 313

potrafię im odpowiedzieć, przebaczają mi łaskawie, że nie chcę podzielić się
             z nimi moją wiedzą.
                Wszystkie dzieci z mojej klasy, łącznie ze mną, stoją w parach w lobby hotelu
             Savoy i szurają niecierpliwie stopami, czekając na swoją kolej, by wejść do windy.
             Przez skromność rezygnuję z przywileju bycia pierwszą. Na jednym chłopcu, który
             nazywa się Mendel Sznajder, moja skromność nie wywiera wprawdzie dużego
             wrażenia, jednak pochlebia mi on w inny sposób.
                – Przychodzisz tu pewnie codziennie ze swoim ojcem, by jeździć sobie w górę
             i w dół windą. Dlatego nic to dla ciebie nie znaczy – mówi do mnie.
                – Nie, nie przychodzę tu codziennie – odpowiadam. – Przychodzę tu tylko
             w święta. – Podobnie jak inne dzieci, po raz pierwszy w życiu znajduję się w hotelu
             Savoy. – Mój tata nie ma czasu – wyjaśniam. – Najczęściej pracuje na drugą
             zmianę w restauracji Capri.
                – Twój tata ma restaurację? – pyta, gapiąc się na mnie, jedna z dziewczynek.
                – Nie. – Potrząsam z powagą głową. – Jest tam kelnerem.
                – A co robi kelner w restauracji? – pyta jakiś chłopak. Zawód mojego taty
             brzmi dla dzieci tak samo niezwykle, jak profesja pana Wajskopa. Chociaż są
             już w drugiej klasie i przechodzą obok restauracji w drodze do szkoły, mało co
             o nich wiedzą, a ja wiem niewiele więcej od nich.
                – A co ma robić? – odpowiadam z godnością. – Nosi białą marynarkę i podaje
             ludziom jedzenie.
                – Nosi białą marynarkę tak jak doktor? Czy ludzie, którzy chodzą do restauracji,
             są chorzy czy co, że nie mogą sami jeść i twój tata musi im podawać jedzenie?
                – Nie – odpowiadam, chichocząc. – Do restauracji chodzą najzdrowsi ludzie,
             tacy, co są niezmiernie bogaci.
                – Twój tata też musi być niezmiernie bogaty. Gdyby nie był, to pan Wajskop
             nie przyjaźniłby się z nim.
                – Nieprawda – zaprzeczam, chociaż powstrzymuję się od sprostowania, że
             mój tata nie przyjaźni się już więcej z panem Wajskopem. – Mój tata nie jest
             bogaty. Jest socjalistą, tak samo jak twój. Ale mój tata jest piękny i wygląda jak
             król, dlatego pracuje w restauracji Capri. Nie wpuściliby go do środka, gdyby
             nie był piękny. Tylko pięknym ludziom pozwala się pracować wewnątrz i tak już
             będzie, aż nastanie socjalizm. Wtedy też mniej pięknym ludziom pozwoli się
             pracować w restauracjach i być kelnerami, ponieważ wówczas wszyscy ludzie
             będą równi.
                Przychodzi kolej, by moja grupa weszła do windy. Podczas jazdy w górę
             i w dół doznaję uczucia, jakbym unosiła się i opadała w statku powietrznym. Na
             każdym piętrze, na którym zatrzymuje się winda, widzę błyszczące żyrandole
             oświetlające korytarze między lustrzanymi ścianami. Żyrandole te wyglądają jak
             odwrócone do góry nogami bożonarodzeniowe drzewka, zdobiące kryształowy
             pałac powietrzny pełen luster. Tak samo jak ja, dzieci stojące wokół mnie mają
             usta i oczy szeroko otwarte i odczuwają przyjemne łaskotanie w dole żołądka,   311
   308   309   310   311   312   313   314   315   316   317   318