Page 310 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 310

Płonę z zazdrości na widok tej sielankowej sceny rozgrywającej się między
           mamą a Wierką. Równocześnie jestem bardzo wdzięczna Wierce za to, że tak
           dobrze mnie broni. Z głową wtuloną w pierś taty, przytakuję energicznie każdemu
           jej słowu. Wierka jest genialna. Potrafi tak przekonująco wszystko wyjaśnić, że
           rodzice nie mają więcej powodu, by gniewać się na mnie. Wierka jest najlepszą
           siostrą na świecie – ale jest też zdrajczynią, bo ma na myśli dobro rodziców, nie
           moje. I chociaż to ja jestem pokrzywdzoną stroną, nie podchodzi, by mnie całować
           albo pocieszać.
             Wierce udaje się przyciągnąć mamę do Jankewa i do mnie. Woła:
             – Chodźcie, pocałujmy się wszyscy i przeprośmy!
             Jankew zapraszającym gestem przywołuje Binele, bierze mnie na ręce i pod-
           nosi do jej twarzy. Dotykamy się policzkami. Noniek przestaje płakać, wyskakuje
           z łóżeczka i plącze się między nogami rodziców. Wierka zaciąga nas do podwój-
           nego łóżka, na które wszyscy razem padamy. Przez długą chwilę Binele leży
           sztywna niczym mumia, potem zaczyna powoli reagować na pieszczoty Wierki.
           W końcu odwraca głowę w moją stronę i patrzy na mnie, tylko patrzy – lecz takim
           wzrokiem, że moja ręka automatycznie wyciąga się do niej i dotyka jej twarzy.
           Leżymy tak przez chwilę. Nagle obejmuje mnie ramieniem.
             – Co ja mam z tobą zrobić, moja ty kochana zagadko, która przysparzasz mi
           tylu trosk? – szepcze wilgotnymi ustami.
             Noniek zasypia i Jankew kładzie go z powrotem do łóżeczka. Potem roz-
           biera się, myje i wślizguje się do łóżka z literackim dodatkiem „Folkscajtung”,
           który zaraz zaczyna kartkować. Binele leży na łóżku z nami, obiema córkami,
           wtulonymi w jej ramiona. Powoli wraca jej dobry nastrój. Blady uśmiech po-
           jawia się na jej ustach, rozszerza się, aż w końcu przechodzi w chichoczący
           śmiech, który przypomina mi odgłos strumyka płynącego po kamykach obok lasu
           w Stefanowie. Zaczyna nam opowiadać historie z jej dzieciństwa w Bocianach
           i przyznaje się do kilku sztuczek, za pomocą których kradła jedzenie. Wierka
           i ja zachwycamy się pomysłowością mamy i z błogością pociągamy cieknącymi
           wciąż nosami.
             – Ale ja to wszystko robiłam – mówi Binele patrząc na mnie z ukosa – bo
           byłam głodna.
             – Ja też… – próbuję zażartować, chociaż moje serce jest wciąż zbolałe. – Ja
           też to zrobiłam, bo byłam głodna… obrazka.
             Śmiejemy się. Jesteśmy szczęśliwe. W ten sposób dowiaduję się po raz
           pierwszy w życiu, że można być szczęśliwym, chociaż wewnętrznie jeszcze
           jest się obolałym. Znowu wszystko jest w porządku ze światem. Jeszcze nigdy
           nie czułam się tak blisko rodziców, Wierki i Nońka, jak w tej niezapomnianej
           chwili.
             Nagle Wierka przypomina sobie, że mama nie wspomniała jeszcze ani słowem
           o osiągnięciach swoich córek w przedmiotach szkolnych. Binele zaczyna więc
    308    przekazywać nam, co nauczyciele powiedzieli o naszych postępach w nauce.
   305   306   307   308   309   310   311   312   313   314   315