Page 304 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 304
On zgadza się, lecz zauważa:
– Na razie wystarczy, żeby wiedziała, iż nie wolno kraść zgodnie z zasadą
„nie rób innemu, co tobie niemiłe”. – Rzuca okiem na swój zegarek, macha ręką
w pożegnalnym geście i wchodzi do jednej z klas.
Słowo „kraść” godzi mnie w samo serce. Wybiegam zza ubrań, doganiam
nauczycielkę Boleściwą i łapiąc ją za rękaw, wołam:
– Nie ukradłam go! Ten obrazek jest mój i nikogo innego!
Nauczycielka spogląda na mnie ze smutkiem. Teraz widzi wyraźnie, jak bardzo
jestem zagubiona w temacie tej ważnej kwestii dotyczącej miejsca jednostki
w społeczeństwie oraz jej obowiązków wobec wspólnoty. Dziecko nie przychodzi
na świat z wrodzonym szacunkiem dla własności innych ludzi i ze zdolnością roz-
poznawania ograniczeń wolnej woli w ramach życia społecznego, lecz przyswaja
sobie te zasady w procesie dorastania – i ten etap z jakiegoś powodu jeszcze
w moim rozwoju nie nastąpił.
Spoglądając, jak się jej wydaje, głęboko w moje serce swoimi czarnymi,
smutnymi oczami, gładzi mnie po głowie i mówi:
– Dziękuję ci za oddanie obrazka.
Jestem wzruszona jej życzliwością i zaczyna mi się wydawać, że wreszcie
zrozumiała mój punkt widzenia. Nabieram odwagi i wyjaśniam wspaniałomyślnie:
– Przyniosłam go z powrotem tylko na parę dni, żeby wszyscy mieli przyjem-
ność z patrzenia na niego.
Nauczycielka Boleściwa chwyta mnie za rękę i prowadzi do klasy, która w mię-
dzyczasie opustoszała, bo nauczyciel gimnastyki poszedł już z dziećmi do sali
gimnastycznej. Tam siada ze mną na ławce i próbuje wyjaśnić mi całą kwestię
własności i kradzieży z socjalistycznej perspektywy. Z pedagogiczną roztropnością
cyzeluje ostrożnie każde słowo i dobiera wyrażenia będące w sferze możliwości
intelektualnych dziecka. Jednak jej starania są bezowocne. Nie z tego powodu,
że dla niej samej nie jest całkiem jasne, czy jednostka w socjalistycznym spo-
łeczeństwie ma prawo do prywatnej własności, czy nie, tylko dlatego, że moje
serce posiada swój własny kodeks prawny dotyczący pięknych rzeczy i tego, do
kogo one należą. Jej wysiłek jest daremny – my dwie nigdy nie mogłybyśmy się
w tej kwestii zgodzić.
Gapię się na usta nauczycielki. Jej monolog umacnia mnie w przekonaniu, że
dorośli są dziwacznymi istotami, które zasługują na litość. Nie mogę sobie żadną
miarą wyobrazić, że ja też kiedyś stanę się taką dorosłą i będę zupełnie inna,
niż jestem teraz. Jedyną zmianą dotyczącą mojej osoby, którą jestem w stanie
przewidzieć w mojej przyszłości jest to, że zostanę tancerką, prawdziwą baleriną.
Z tego, co nauczycielka z takim zaangażowaniem stara się wbić mi do głowy,
nie dociera do mnie ani słowo. W rzeczywistości nudzę się jak mops. Od ciągłego
kiwania głową, do którego zmuszam się, by udawać, że się z nią zgadzam i od
gapienia się na jej usta, jak gdybym połykała każde słowo, które z nich wychodzi,
302 ogarnia mnie nieodparta potrzeba ziewania. Po długiej walce z mięśniami twarzy,