Page 300 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 300
celu, by zwrócić mamie uwagę na to, iż często pogrążam się w marzeniach oraz
że dzieci z klasy też to zauważyły i wołają na mnie „Księżniczka Co-Co”.
W klasie, na ścianie obok mojej ławki, wisi oprawiona w ramki reprodukcja
obrazu Degasa przedstawiającego tancerkę w baletkach. Tancerka stoi z tyłu
sceny, gotowa wbiec na nią lekkim krokiem i rozpocząć swój taniec. Kiedy intere-
sujące z początku lekcje nauczycielki Boleściwej zaczynają staczać się w otchłań
nudy, przenoszę się w marzeniach w ten właśnie wiszący na ścianie obrazek.
W wyobraźni widzę siebie stojącą za kulisami wspaniałego teatru, a przede mną
scenę, chociaż na obrazku nie jest ona widoczna.
Pewnego razu, gdy patrząc na obrazek, jestem głęboko pogrążona w tym, co
dzieje się w mojej głowie, rozlega się dźwięk dzwonka. Dzisiejsze lekcje dobiegły
końca, lecz ja żadną miarą nie potrafię oderwać się od sceny rozgrywającej się
w mojej fantazji i powrócić do rzeczywistości. Siedzę wciąż w ławce i zostaję
zupełnie sama w klasie. Kiedy w końcu zdaję sobie sprawę z tego, gdzie jestem,
i że mogę już iść do domu, zdaje mi się, iż obrazek czuje się bardzo samotny.
Podobnie jak w przypadku zbieranych przeze mnie pięknych kamyków – nikt
oprócz mnie nie zauważa tego obrazka i nikogo nie obchodzi jego piękno. Wy-
daje mi się, że obrazek ten chce się wyrwać z tego strasznego osamotnienia
na ścianie, że woła do mnie, bym się nim zajęła, kochała go i strzegła. Wstaję
więc z ławki, podchodzę do niego, zdejmuję go z gwoździa, po czym wsuwam do
mojej teczki i idę do domu.
W domu rozsiadam się na podłodze w moim kąciku między oknem a niklowa-
nym łóżkiem i udaję, że odrabiam zadania domowe. W rzeczywistości zaś zaglądam
do otwartej teczki i cieszę moje oczy tym, co wewnątrz niej widzę. Kiedy mama
z Nońkiem idzie na plotki do cioci Racheli, wyjmuję obrazek z teczki, opieram
go o szybę okna i przenoszę się w marzeniach za kulisy wspaniałego teatru.
Zaczynam mówić do siebie, potem śpiewać, później poruszać ramionami,
aż w końcu skaczę na równe nogi. Jestem tancerką, która dopiero co założyła
baletki i wbiega tanecznym krokiem na scenę, która ma czerwoną, błyszczącą
podłogę – bo mama z okazji zbliżającej się soboty wysmarowała ją czerwoną
„maścią” i tak wyfroterowała, że błyszczy się jak lustro.
W samych skarpetkach wykonuję mój pierwszy piruet. Poślizguję się i prze-
wracam, obijając się przy tym boleśnie. Łzy napływają mi do oczu, jednak zaraz
znowu jestem na nogach i kontynuuję przedstawienie. Widzę się płynącą w tańcu
po scenie, która jest morzem. Wszystkimi środkami, które moja fantazja ma do
dyspozycji, próbuję wyobrazić sobie, jak wygląda morze. Kocham wprawdzie
las w Stefanowie, ale mogłam go zobaczyć na własne oczy, podczas gdy mo-
rza jeszcze nigdy nie widziałam, dlatego mogę pozwolić sobie na puszczenie
wodzy fantazji i wyobrażam je sobie bardziej magiczne i inspirujące, niż może
być w rzeczywistości. Ogarnia mnie niejasne przeczucie, że nawet najmniejsza
cząstka realnego świata nie może równać się z tym, co nierzeczywiste, z tym,
298 co się samemu stwarza.