Page 301 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 301

Dobiegający z korytarza odgłos kroków wracającej ze szkoły Wierki wyrywa
             mnie z rozmarzenia. Najpierw na moment zastygam, lecz już w następnej chwili
             obrazek leży ukryty pod szafą.
                Za każdym razem, kiedy jestem sama w domu, wyjmuję obrazek spod sza-
             fy. Czasami robię to też zaraz rano, kiedy wszyscy jeszcze śpią, oprócz Nońka,
             który leży w łóżeczku i gaworzy do siebie. Zdarza się, iż jestem tak pogrążona
             w mojej zabawie z obrazkiem, że nie zauważam, jak mama wstaje z łóżka, kiedy
             przychodzi i odchodzi przynosząca mleko gojka Basia, ani gdy mama zabiera
             się do przyrządzania śniadania. Mama mówi coś do mnie, dopytuje się parę
             razy, ale ja nie słyszę ani słowa. Podchodzi więc, kładzie dłoń na mojej głowie
             i odwraca ją w swoją stronę.
                – Obudź się, rozmarzona królewno. Nie słyszysz, że się do ciebie mówi? –
             pyta z wahaniem i troską w głosie, uśmiechając się nerwowo.
                Mama, sama rozkojarzona z powodu mojego rozmarzenia, nie zauważa na
             szczęście obrazka, który stoi oparty o szybę okna. Często ma zatroskaną twarz,
             kiedy widzi, jak zapominam się aż do utraty kontaktu ze światem, którego ona jest
             osią. Ale to jej problem. Ja sama nigdy nie czuję się szczęśliwsza niż wtedy, kiedy
             na skrzydłach mojej wyobraźni mogę wznieść się na wyżyny absolutnej wolności.
                Mijają dni, a ja nie opowiadam nikomu o obrazku, który trzymam schowany
             pod szafą, tam, gdzie nie może dosięgnąć go nawet miotła mamy. Ten obrazek
             jest moją najintymniejszą, najświętszą tajemnicą. Mam tajemnice, którymi nie
             dzielę się nawet z tymi, którzy są najbliżsi memu sercu. Już dawno zaczęłam
             kolekcjonować w myślach szczegóły dotyczące mojej osoby, które zdecydowałam
             zabrać ze sobą do grobu.
                W końcu nadchodzi ten fatalny dzień, w którym nauczycielka Boleściwa zauważa
             nagle, że czegoś brakuje na ścianie w klasie po lewej stronie tablicy i przypomina
             sobie, że zwykł tam wisieć obrazek tancerki. Odwraca się do klasy i z godnym
             podziwu opanowaniem i rozwagą zwraca uwagę dzieci na swoje odkrycie.
                – Czy pamiętacie, dzieci, że tam na ścianie wisiał obrazek tancerki?
                – Tak! – odpowiada klasa chórem, w którym brakuje tylko jednego głosu –
             mojego. W głowie zaczyna mi huczeć i czuję, jak cały świat chce wedrzeć się do
             najświętszego kącika mego serca.
                – Czy możecie mi powiedzieć, dzieci – pyta łagodnie nauczycielka swoim
             słodkim głosem – gdzie podział się ten obrazek?
                Dzieci robią grymasy, wzruszają ramionami, kręcą głowami, drapią się za
             uszami, pocierają czoła i wysuwają dolne wargi, próbując przypomnieć sobie,
             co stało się z obrazkiem. W klasie zalega dramatyczna cisza.
                W tym oto momencie, w samym kulminacyjnym punkcie tej ciszy i ku moje-
             mu własnemu oraz innych zdumieniu, skaczę na równe nogi. Wszystkie głowy
             odwracają się w moją stronę. Błyszczące pod czarnymi brwiami czarne jak
             węgiel oczy nauczycielki obejmują mnie swoją czernią, jak gdyby chciały mnie
             na miejscu pochłonąć.                                                299
   296   297   298   299   300   301   302   303   304   305   306