Page 303 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 303

– Bo chciałam mieć go w domu – odpowiadam.
                – To dlaczego nie poprosiłaś o pozwolenie? Pozwoliłabym ci zabrać go do
             domu na parę dni.
                – Chciałam, żeby był mój na zawsze.
                – Ale on należy do szkoły, moja droga. – W głosie nauczycielki pobrzmiewa
             już lekkie zniecierpliwienie.
                – Wiem. – Potrząsam głową bez odrobiny przekonania. Bardzo chciałabym
             uniknąć przysporzenia trosk dobrej nauczycielce Boleściwej, jednak muszę być
             wobec niej szczera, wyznaję więc: – Ale ten obrazek i tak jest mój i nikogo innego.
                – Co masz na myśli, mówiąc, że jest twój? – pyta zdumiona nauczycielka.
             Staje się dla niej jasne, że jej argument w najmniejszym stopniu nie wpłynął
             na mój sposób rozumowania. Próbuje więc apelować do mojego szacunku dla
             wspólnego dobra: – Kiedy ten obrazek wisi na ścianie w klasie, wszystkie dzieci
             mogą czerpać z niego przyjemność, ale kiedy wisi u ciebie w domu…
                – On nigdy nie wisiał u mnie w domu! – przerywam jej ostro. Jej brak zrozu-
             mienia dla wrażenia, jakie piękny przedmiot wywiera na duszy dziecka, jest tak
             skandaliczny, że gasi we mnie najmniejszą iskrę sympatii, jaką dla niej żywiłam.
                – Sama mi przecież powiedziałaś, że wisiał…
                – Wcale tak nie powiedziałam!
                – To gdzie w takim razie wisiał?
                – Nigdzie nie wisiał. Leżał tam.
                – To znaczy gdzie?
                – Pod szafą, żeby nikt go nie zobaczył.
                Nauczycielka gładzi mnie po ramieniu.
                – O, rozumiem. Bałaś się mamy, bo wiedziałaś, że to nieładnie wziąć coś, co
             nie jest twoje. Wiesz o tym, prawda?
                Nie mogę jej przebaczyć połączenia tak przepięknej rzeczy, jak ten obrazek,
             ze słowami „nieładnie” i „nie twoje”. Opuszczam głowę, żeby nie wyczytała z mo-
             ich oczu, co dzieje się w mym sercu. Rozlega się dźwięk dzwonka. Nauczycielka
             posyła mnie na lekcję gimnastyki, którą w normalnych okolicznościach lubię.
             Jednak zamiast wejść do klasy, ukrywam się za wieszakami z płaszczami dzieci,
             by najpierw porządnie się wypłakać – nie z tego powodu, że czuję się winna czy
             zawstydzona, tylko dlatego, że już zaczynam tęsknić za moim utraconym skarbem.
             Kiedy jestem już gotowa, by wbiec do klasy i wystawiam głowę spoza płaszczy,
             żeby zobaczyć, kogo mogę spotkać na korytarzu, spostrzegam nauczycielkę
             Boleściwą spacerującą powoli w moim kierunku w towarzystwie nauczyciela
             Wilnera. Patrzy na niego swoimi czarnymi oczami i usilnie próbuje go do czegoś
             przekonać. Chowam się z powrotem za płaszczami, żeby przeczekać, aż przejdą.
             Gdy podchodzą bliżej, orientuję się, że rozmawiają o mnie.
                – Nie sądzę, żeby była za mała, aby zrozumieć różnicę między własnością
             kolektywną a prywatną. Uważam, że w ramach socjalistycznego wychowania
             trzeba jej to wyjaśnić. Czy zgadza się pan ze mną, towarzyszu Wilner? – pyta.  301
   298   299   300   301   302   303   304   305   306   307   308