Page 30 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 30

przez pomyłkę zabłądziła do krainy demonów, gdzie wszystko, co nienormalne,
           wygląda normalnie, i gdzie każdy żywy obywatel jest nieboszczykiem rzucającym
           się w konwulsjach gorączki. Zdawało się, że owi demoniczni nieboszczycy zmówili
           się, aby przeprowadzić tych zdezorientowanych młodych ludzi przez niekończące
           się labirynty halucynacji i utopić w oceanie zbiorowego koszmaru.
             Młodzi ludzie milcząco przysłuchiwali się długim komentarzom profesora na
           temat każdej chorej. Jego wypowiedzi były pełne licznych „godverdommes”
                                                                           24
           i jeszcze bardziej dziwacznych flamandzkich przekleństw pod adresem Hitlera
           i jego kompanii. Uczniowie nie mieli mu za złe tej gadatliwości i ponurego na-
           stroju. On ze swojej strony nie miał im za złe częstego i jawnego ziewania. Ledwo
           zwracali na siebie uwagę, tak bardzo walczyli sami ze sobą, aby przetrwać tę
           całodobową rutynę. Widok ciał chudych jak szkielety, które rzucały się w go-
           rączce na małych pryczach, powtarzał się tyle razy, że groza, która pobudzała
           ich umysły szalonymi myślami, stała się z czasem banalnie normalna, niemal
           do znudzenia.

             Siwowłosy profesor zbliżył się do pryczy Miriam. Towarzysząca mu świta
           stanęła wokół niego. Pielęgniarka energicznym ruchem odsłoniła koc, którym
           chora była przykryta, ukazując przed widzami rozedrganą klawiaturę żeber ob-
           ciągniętych draperią pomarszczonej, torbiastej skóry. Badając dziewczynę, lekarz
           nieustannie mówił, wyjaśniając to i owo, udzielając instrukcji, a także przeklina-
           jąc po flamandzku. Zrobił krzyżyk na karcie trzymanej przez siostrę i przyłożył
           stetoskop do serca kobiety. Rzucił szybkie spojrzenie na twarze młodych ludzi,
           po czym poinformował ich, że zbliża się kryzys.
             – Jaka jest prognoza, profesorze? – zapytał doktor Vanderhaeghe.
             Wysoka sylwetka i nisko pochylone plecy doktora Vanderhaeghe sugerowały,
           że stara się być jak najmniej widoczny, lecz efekt był odwrotny. Po pierwsze dla-
           tego, że – abstrahując od wzrostu – był jedynym śniadym i ciemnowłosym w tej
           grupie, a jego brązowe oczy krótkowidza, skryte za szkłami okularów w grubych
           oprawkach, jako jedyne nie wyrażały zdumienia, dezorientacji czy nudy – lecz
           wyraźny ból. Po drugie, bardzo często wpadał innym w słowo, zadając pytania
           i komentując skrzekliwym głosem, zachrypniętym jak po długim krzyku.
             Profesor położył dłoń na czole Miriam, uniósł jej powieki, poświecił w źrenice
           latarką kieszonkową i zajrzał w nie. Potem wyprostował się, zdjął okulary
           i, czyszcząc je powoli połą białego fartucha, odpowiedział:
             – Wszystko zależy od tego, jak przetrwa kryzys.
             – Serce pracuje całkiem nieźle – zauważyła pielęgniarka, jakby biorąc Miriam
           w obronę, po czym przykryła ją kocem.



           24   Godverdomme – w języku niderlandzkim: cholera; tu z końcówką „s”, w znaczeniu: pełne licznych
     28      „choler”.
   25   26   27   28   29   30   31   32   33   34   35