Page 292 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 292

z klapy bluzy szpilkę do kapelusza swojej mamy i przebija nią maleńką owadzią
           główkę. Na jej twarzy pojawia się grymas podobny do krzywego uśmiechu. Drżenie
           maleńkiego ciałka ustaje.
             Malka zanurza każdego złapanego martwego motyla w słoju z octem i za
           każdym razem kiedy to robi, przeliczamy, ile motyli już złapałyśmy. Kiedy udaje
           mi się złapać przepięknego motyla monarchę, króla motyli, zadowolenie Malki
           z mojej pomocy w jej naukowej pracy jest kompletne. Rozsiadamy się na trawie
           rosnącej wzdłuż ścieżki, żeby odpocząć, i obserwujemy, jak mrówki krzątają się
           wokół swojego gniazda w ziemi. Nabieramy w garście piasek i powoli zasypu-
           jemy nim wejścia do mrowiska, przyglądając się, jak mrówki reagują na swoją
           tragedię.
             Malka pyta mnie, czy chcę się nauczyć wspinać na drzewa. Odpowiadam,
           że tak i puszczamy się pędem w stronę najbliższej kępy drzew. Trochę już wiem,
           jak wdrapywać się na drzewo, ale jeszcze nigdy nie próbowałam dosięgnąć aż
           do ptasich gniazd. Tym razem jestem tak pełna entuzjazmu i zdecydowana
           przypodobać się Malce, że nie zważając na strach przed upadkiem, wspinam
           się razem z nią na najwyższe gałęzie – tam, gdzie zaczynają się ptasie gniazda.
           Gdy wyjmujemy jajeczka z gniazda i wkładamy je do czapki Malki, ptasia mama
           trzepocze przestraszona między gałęziami. Malka złazi z drzewa zaraz po mnie,
           trzymając daszek czapki zębami. Zakończywszy pomyślnie ten etap pracy, rozsia-
           damy się pod drzewem i wykładamy małe jajeczka na ziemię między nasze stopy.
             – Ich mama jest strasznie smutna – zauważam ostrożnie.
             – Ona nie jest jeszcze ich mamą. – Malka podąża wzrokiem za dwoma pta-
           kami, które krążą nad naszymi głowami. – Nic się jeszcze nie wykluło z tych jaj.
           A my nie mamy wyboru. Musimy robić takie rzeczy dla nauki.
             Rozbija jedno jajeczko po drugim i obie przypatrujemy się zabrudzonej zawar-
           tości skorupek. Słyszymy, jak ptaki krzyczą rozpaczliwie ponad naszymi głowami.
             – Ale dlaczego trzeba doprowadzać do tego, żeby płakały? – pytam, nie
           mogąc zrozumieć.
             – Przecież dopiero co ci powiedziałam. Robi się to dla nauki. Są tu chłopcy,
           którzy robią to dla przyjemności, ale nie ja. Nauka to nie jest wesoła zabawa.
           Nauka oznacza wiedzę, która potrzebna jest do tworzenia. Człowiek musi posia-
           dać wiedzę, żeby za jej pomocą mógł stwarzać ważne rzeczy.
             – Jakie ważne rzeczy? – pytam.
             – Ważne rzeczy, jak na przykład różne wynalazki. Chcę być wynalazczynią
           lekarstw.
             – Jakie lekarstwa chcesz wynaleźć?
             – Chcę wynaleźć lek przeciw śmierci.
             – Dlatego zabijasz motyle?
             – Tak, muszę. Ponieważ najpierw trzeba wiedzieć, jak się umiera.
             – To motyl i człowiek umierają tak samo?
    290      – Tak, dokładnie tak samo.
   287   288   289   290   291   292   293   294   295   296   297