Page 295 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 295

Na sobotę przyjeżdża do Stefanowa Jankew. Binele gotuje rosół z kluskami
             i kompot jabłkowy z cynamonem. Bardzo cierpię z powodu długiej waśni z mamą,
             a teraz czeka mnie też konflikt z tatą. W Stefanowie żal każdego zepsutego dnia,
             dlatego zwracam się w końcu do mamy, mówiąc, że z okazji klusek z rosołem,
             które są moim ulubionym daniem, zjem mięso przy obiedzie – i godzimy się.
             Wzbraniam się jednak mieć cokolwiek do czynienia z tatą. Serce o mało nie pęka
             mi z żalu, ale unikam go, jak tylko mogę. Przychodzi mi to z ogromnym trudem,
             gdyż bardzo za nim tęskniłam przez cały miniony tydzień. Teraz zauważam, jak
             rzuca zdziwione spojrzenia w stronę mamy, pytając ją wzrokiem, co się ze mną
             stało. Mama wzrusza ramionami. Kiedy siadamy przy stole do posiłku, tata zwraca
             się wprost do mnie i jego uśmiechnięta twarz sprawia, że ściska mi się serce.
                – Gniewasz się na mnie, Miriamko? – pyta.
                Wszyscy przy stole patrzą na mnie w milczeniu, czekając na moją odpowiedź.
             Moje serce rozdzierają sprzeczne uczucia. Spuszczam głowę i burczę pod nosem:
                – A jeśli tak?
                – To chcę wiedzieć dlaczego.
                Podnoszę powoli głowę i przeszywam go wzrokiem.
                – Bo sprawiasz mamie ból w nocy – wybucham i moje oczy napełniają się
             łzami. – Najpierw ją całujesz, a kiedy nikt nie widzi, sprawiasz jej ból!
                Choć moje oczy są zamglone od łez, widzę wyraźnie, jak rodzice patrzą na
             siebie rozbawionym, iskrzącym się wzrokiem i wyglądają, jak gdyby usiłowali nie
             wybuchnąć śmiechem. Ich usta są rozciągnięte, lecz równocześnie tak mocno
             zaciśnięte, żeby nie wyrwał się spomiędzy nich najcichszy chichot, ale i tak widzę
             śmiech w ich oczach i kącikach ust. To nic – myślę sobie – mnie nie zmylą tak
             łatwo swoimi gierkami. Zauważam, że twarz Wierki poczerwieniała jak burak
             i domyślam się, że wiedziała o tej całej sprawie już od dawna, tylko zataiła to
             przede mną, chociaż obiecała mi wyjawić wszystkie swoje tajemnice.
                – Tata nie sprawia mi bólu – mówi mama po długim, niezręcznym milczeniu.
             – On mnie kocha – dodaje i puszcza do niego oko.
                Wycieram sobie obiema dłońmi twarz i patrzę na mamę z niedowierzaniem.
                – To dlaczego w nocy jęczysz tak głośno, że budzisz mnie ze snu?
                – Jęczę z przyjemności, kotku.
                Najwyraźniej dorośli są na świecie po to, by siać zamęt w głowach dzieci.
             Jak człowiek może tak boleśnie jęczeć – z przyjemności? Ale nie chcę już o nic
             więcej dopytywać, żeby nie wpaść w jeszcze większą konfuzję. W rezultacie kluski
             z rosołem, z powodu których złamałam postanowienie, by nie jeść mięsa, i tak
             mi tej soboty w ogóle nie smakują.
                Przestaję łapać motyle z Malką, bo nie chcę brać udziału w takim okrutnym
             procederze. Widzę z daleka, jak Malka ugania się z siatką po łące, ale nie biegnę
             do niej zapytać, dlaczego nie przychodzi więcej do nas z siatką Gabiego i nie
             prosi mnie, żebym współpracowała z nią dla dobra nauki. Kiedy skacząc po łące,
             dostrzegam przelatującego obok motyla monarchę, biegnę za nim i przyglądam   293
   290   291   292   293   294   295   296   297   298   299   300