Page 282 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 282

Gwarny tłum spacerowiczów zrównuje się z nami i już po chwili podchodzi do
           nas Binele z Nońkiem na rękach. Jej twarz jaśnieje w ciemności niczym lampion.
           Podnosi Nońka i sadza go okrakiem na ramionach Jankewa, którego obejmuje
           w talii. Teraz już ze wszystkich stron otaczają nas pozostali uczestnicy spaceru.
           Posuwamy się powoli naprzód. Snopy światła rzucane przez latarki skaczą po
           pniach drzew niczym złote wiewiórki, których ogony sięgają aż do ziemi. Towarzysz
           Kac, który jest członkiem Kółka Dramatycznego i chóru Kultur-Lige, zaczyna
           śpiewać: Zol zajn, az ikh boj in der luft mejne szleser… 218 . Paru spacerowiczów
           przygrywa mu na harmonijkach ustnych, inni przyłączają się do jego śpiewu.
             Po chwili, gdy spacerujemy tak razem, odwracam głowę w bok i zauważam,
           że zamiast mamy po drugiej stronie taty idzie teraz Wowa. Nie widzę też Wier-
           ki. Puszczam dłoń taty i wysuwam się naprzód. Dobrze jest kroczyć samemu
           w ciemnym lesie, wiedząc, że znajomi ludzie idą zaraz z tyłu. Delikatny, me-
           lancholijny śpiew, któremu towarzyszy gra harmonijek, niesie się w ślad za
           mną. Po trosze sprawia mi to przyjemność, a po trosze mnie denerwuje. Z jed-
           nej strony uniemożliwia dosłyszenie odgłosów lasu, z drugiej jednak pozwala
           mi zdać sobie mgliście sprawę z muzyki, która wydobywa się skądś z głębi
           mnie samej.
             Nie zauważam nawet, kiedy oddalam się dość daleko od całej grupy i od
           idących za mną dzieli mnie już spora odległość. Nagle od tyłu wpada na mnie
           Wierka i z ust wyrywa mi się dziki wrzask. Wierka sapie ciężko i jest zupełnie
           roztrzęsiona. Obejmuje mnie i wybucha płaczem, piszcząc przy tym jak psiak,
           któremu nadepnięto na ogon. Złoszczę się na nią za to, że tak mnie przestraszyła
           i nalegam, żeby mi natychmiast powiedziała, co się jej przytrafiło.
             Wierka, jąkając się, mówi mi do ucha:
             – Towarzysz Anton Cimerma-an wyzna-ał mamie mi-iłość!
             W ciemności szukam oczami jej wzroku. Nie rozumiem, co mi tu wyszlochała.
             – Co to znaczy, że wyznał jej miłość?
             – No wyznał, że ją kocha. Idą tam daleko z tyłu. Nie zauważyli mnie. Powiedział
           do niej: „Jestem w pani zakochany, Binele”.
             Wzruszam ramionami.
             – To co z tego? Ja też jestem w niej zakochana. Tu, na letnisku, bardzo ją
           kocham. Jest dobra i nie złości się na mnie, kiedy wybrudzę ubranie.
             Zrozpaczona Wierka potrząsa głową.
             – Czy ty nie rozumiesz, co to znaczy, że on jest w niej zakochany? To straszne!
             Odpycham ją od siebie, porządnie już rozzłoszczona.




           218   (jid.) dosł.: Być może, że buduję moje zamki w powietrzu (w sensie: na piasku) – autorem pieśni
             był Josef Papiernikow (1897-?) – poeta tworzący w języku jidysz, śpiewak w chórze Wielkiej Syna-
             gogi na Tłomackiem. Od 1924 r. w Palestynie, do swoich utworów układał muzykę i jako pieśni
    280      ludowe zyskały popularność.
   277   278   279   280   281   282   283   284   285   286   287