Page 269 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 269

się z melodyjnych fragmentów oper, śpiewanych po żydowsku, do słów, które na-
             uczyciel Wilner sam wymyśla; słów, które nie mają, poza muzyką, żadnego związku
             z samą operą. Pieśni te wyrażają ideę szkoły: ideę braterstwa, sprawiedliwości
             i świetlanej przyszłości dla całej ludzkości. Na przykład, na dziesiątą rocznicę
             szkoły chór śpiewa marsz z opery Aida, który w naszej wersji zaczyna się od słów:
             Herleche jorn, sztolce teg cejchenen unzer weg 213 . Te „świetne lata” i „dumne
             dni” wskazują nie na zwycięskie przemarsze armii, tylko na zwycięski pochód
             w przyszłość nowego i wolnego żydowskiego człowieka dwudziestego wieku.
                Wszyscy nauczyciele mają przezwiska u nas dzieci, a nauczyciel Wilner
             nie stanowi wyjątku. Nazywa się go „Żyrafą”. Lecz jak my, dzieci, liczymy się
             z nauczycielem Wilnerem, tak jesteśmy na przyjacielskiej stopie z pozostałymi
             nauczycielami. Włazi im się na głowę. Hałasuje się w czasie lekcji i robi im się
             najdziksze psikusy, jakich nauczyło się na bałuckich podwórkach. Nauczyciele
             przyjaźnią się z rodzicami i wiedzą dobrze, co dzieje się w domu każdego dziecka.
             Rodzice im się zwierzają, nie tylko odnośnie do swoich problemów z dziećmi,
             lecz także ogólnie, na temat problemów rodzinnych, zwłaszcza kwestii zarobków.
             Dlatego każdy nauczyciel odgrywa w życiu ucznia rolę kogoś w rodzaju cioci lub
             wujka, czyjego kosztem łatwiej się zabawić niż kosztem rodziców. Rodzice mają
             moralne prawo strofować swoje potomstwo. Nauczyciel jest pod tym względem
             bardzo ograniczony.
                Przedrzeźnia się więc niedoskonałości każdego nauczyciela, które dzieci
             z natury wyłapują bardzo łatwo. Zauważamy charakterystyczne ruchy i grymasy
             każdego z nich: sposób chodzenia, stania, mówienia, gestykulowania. Małpuje się
             je w czasie lekcji. Naszym ulubionym sposobem zabijania czasu jest plotkowanie
             o życiu prywatnym każdego nauczyciela, który jest dla nas jak otwarta księga.
             Część intymnych szczegółów znamy z podsłuchiwania, jak rodzice plotkują, resztę
             upiększa się albo wymyśla. Zabawą jest szeptać sobie na ucho o romansach:
             która nauczycielka „chodzi” z którym nauczycielem i który nauczyciel kocha się
             w której nauczycielce, tylko ona nie chce na niego patrzeć.
                To nie oznacza, że dzieciaki nie biorą szkoły na poważnie. Traktuje się ją
             tak samo serio, jak własny dom. I tak jak dom, szkołę zarówno się kocha, jak
             i nienawidzi. Zarówno chce się z niej uciec gdzie pieprz rośnie, jak i nie można
             bez niej żyć.

                Ojcowie i matki uważają szkołę za coś w rodzaju korytarza do życia, skąd
             my, dzieci, wyjdziemy niemal jako uformowani ludzie. Dla rodziców szkoła sta-
             nowi także rodzaj laboratorium, gdzie charakter ich potomka zostaje wyrobiony,
             gdzie wszystkie błędy wychowawcze – jakie oni, rodzice, ludzie niewykształceni,
             zrobili – zostają naprawione. Rodzice są pewni, że uzbrojeni w wiedzę i kulturę



             213   (jid.) Świetne lata, dumne dni wyznaczają drogę nam.           267
   264   265   266   267   268   269   270   271   272   273   274