Page 268 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 268

Ale psotnicy rzadko ośmielają się spłatać mu figla. Co się zaś tyczy nauczycieli,
           to unikają oni jakiegokolwiek bezpośredniego z nim kontaktu.
             Nauczyciel Wilner jest wyśmienitym matematykiem, lecz zarazem przynu-
           dzającym, nerwowym, okropnie złym nauczycielem arytmetyki. Rachunki i tak
           są surową dyscypliną, która toleruje tylko jedną prawidłową odpowiedź na dane
           pytanie, a dwa plus dwa zawsze musi wynosić cztery. A jeśli jeszcze wiedzę
           podaje niecierpliwy rebe złośnik, to zarówno uczeń, jak i rebe często skazani są
           na klęskę, ze smutnymi konsekwencjami dla przyszłości ucznia jako dorosłego
           człowieka. Taki uczeń, gdy zdejmie juniorki, nie tylko nosi w sobie strach przed
           liczbami i wszelkiego rodzaju działaniami matematycznymi, lecz także wpada
           w panikę w każdej sytuacji, gdzie kompromis nie jest możliwy i gdzie jest więcej
           niż jedna opcja do wyboru, choćby nawet stanął na głowie.
             Lekcje „rachunków” więc to poważny szkopuł w szkole Medema. Nauczyciel
           Wilner lubi tych, którzy mają głowę nie od parady. Lecz takich w każdej klasie na
           palcach jednej ręki można zliczyć. Reszta dziatwy siedzi przykurczona i jak struś
           z głową w piasku unika spojrzenia nauczyciela, mając nadzieję, że ich nie zauważy
           i nie wywoła na inkwizycyjne przesłuchanie. Nawet łebscy uczniowie często są tak
           skołowani, że przestają myśleć logicznie, zarażeni atmosferą strachu w klasie.
           Zaczynają wątpić, czy dwa plus dwa równa się rzeczywiście cztery. Tak że nawet
           poprawną odpowiedź raczej się wybąkuje, niż mówi na głos.
             Lecz co nauczyciel Wilner był stratny na miłości ze strony nas, dzieci, z powodu
           swojej surowości, to odzyskiwał z pomocą swoich skrzypiec i smyczka. Hałaśliwe
           życie w szkole toczy się w akompaniamencie jego gry na skrzypcach. Podczas
           przerw w nauce można, jeśli się dobrze wsłuchać, wyłowić uchem słodkie tony jego
           skrzypek, które dobywają się zza prowizorycznego przepierzenia alkierza. Dzieci
           mrugają do siebie i pytają jedno przez drugie: „Słyszysz? On gra!”. Te bardziej
           poważne i muzykalne ustawiają się wzdłuż tego parawanu, przykładają ucho do
           dykty i wsłuchują się. Jeśli nauczyciel Wilner jest dobrze usposobiony, wpuszcza
           do swojego lokalu tak dużo dzieci, ile może się wcisnąć, i gra dla nich.
             Nauczyciel Wilner jest oczywiście także dyrygentem szkolnego chóru. To zdy-
           scyplinowana, dobrze zestrojona armia małych śpiewaków, którzy lubią sztukę
           wokalną i drżą, by nie fałszować, żeby ich wysoki generał nie poczęstował któregoś
           uderzeniem smyczka w ramię. Starsi chłopcy, którzy przechodzą mutację, mają
           u niego przechlapane. Większą część lekcji śpiewu siedzą, bojąc się usta otworzyć.
           Niejeden z nich wystrzega się w późniejszym życiu zaintonować śpiew, bo spodziewa
           się nadal, że poczuje na ramieniu uderzenie smyczka nauczyciela Wilnera.
             Chór występuje na dorocznych koncertach szkolnych, powitaniach wiosny,
           które odbywają się w sali filharmonii miejskiej 212 . Część repertuaru chóru składa



           212   Uroczystości żydowskich szkół często odbywały się w gmachu filharmonii, który mieścił się przy
    266      ul. Dzielnej, która od 1924 r. nosiła imię Gabriela Narutowicza.
   263   264   265   266   267   268   269   270   271   272   273