Page 272 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 272

mieście i jeździć tramwajem. Mama mówi, że Wierka jest „odpowiedzialna” i „sa-
           modzielna”, a ja nie. Mama powierza Wierce coraz więcej, a mnie coraz mniej.
             „Jesteś królewną z głową w chmurach” – całuje mnie mama i się śmieje.
           „Śpiąca królewna z ciebie. Co będzie, jak się zamyślisz i zajedziesz tramwajem
           na jakieś odludzie? Kiedy będziesz w wieku Wierki, też będziesz mogła sama
           jeździć tramwajem”. Tę oto śpiewkę słyszę przy każdej okazji. Byłoby to komiczne,
           gdyby nie było tak tragiczne. Ja przecież nigdy nie będę taka duża jak Wierka
           i mama to wie, tak jak wie, że ja to wiem także. Mówi to tylko po to, żeby robić
           ze mnie pośmiewisko.
             Kiedy mama, poruszona moimi krzykami wniebogłosy, prosi Wierkę, żeby
           zabrała mnie ze sobą tam, dokąd idzie, Wierka zaczyna tak mocno potrząsać
           mięsistymi lokami na swojej brązowej głowie, że loki te podfruwają w powietrzu
           i zaczynają kręcić się jak karuzela. Odpowiada na proszenie przez mamę mięk-
           kim, lecz stanowczym głosem:
             – Ale mamo, nikt nie zabiera ze sobą młodszej siostry.
             – To pobaw się z Nońkiem. – Mama przyciska mnie do siebie i głaszcze po głowie.
             Jak tylko chcę się pobawić z Wierką, proponują mi, żebym bawiła się z Noń-
           kiem. Ale jak Wierka pilnuje Nońka na podwórku, kiedy on śpi w wózku, a ona
           siedzi obok na pompie, z nosem w książce, to jak tylko dotknę wózka, odrywa
           wzrok od książki i krzyczy takim tonem jak matka:
             – Nie bujaj nim! Jeszcze go obudzisz!
             – Mama powiedziała, że mogę go pobujać. – Nie daję się.
             Wierka mięknie.
             – To pobujaj go, ale tylko jeden raz. I nie bądź od razu beksą. Nie przyjmą
           cię do SKIF-u, jak będziesz beksą. Tam beks nie przyjmują.
             To jest nowa rzecz, którą Wierka może przechwalać się przede mną. Przyjęli
           ją do związku dzieci socjalistycznych – SKIF. Mama uszyła jej błękitną bluzkę
           oraz czerwony krawat i razem z gromadką przyjaciółek biega teraz na zbiórki.
             – Kłamczucha! – krzyczę w głos i pokazuję jej język. – Tysiąc razy widziałam,
           jak płaczesz, a ze SKIF-u cię nie wyrzucili!
             – Sama jesteś kłamczuchą! – odgryza się Wierka. – Czasem płaczę, ale
           beksą nie jestem!
             Rozsadza mnie taka złość, że rzucam się na Wierkę. Wyrywam książkę z jej
           ręki i targam ją. Bijemy się, a wózek pomiędzy nami omal się nie przewraca i nie
           wyrzuca Nońka na ziemię. Wtedy Wierka raczy ustąpić.
             Nawet jeśli nie tykam wózka, a tylko chcę zamienić słowo z Wierką, nie przy-
           chodzi mi to z łatwością. Wierka dopiero co odkryła przyjemność lektury i tak ją
           to wciągnęło, że ciągle siedzi z nosem w książce, jak Dzieci kapitana Granta 214 ,



           214   Dzieci kapitana Granta – książka Julisza Verne’a ukazała się w 1868 r. , w tym samym roku poja-
    270      wił się pierwszy polski anonimowy przekład, a w postaci książkowej powieść wyszła w 1876 r.
   267   268   269   270   271   272   273   274   275   276   277