Page 263 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 263
Tak, nigdy jeszcze nie gniewała się tak na niego jak tym razem. Jednak odpo-
wiadała taktownie na jego pytania, z serdecznością. Bała się uczynić go bardziej
smutnym niż prawdopodobnie i tak już był. Dała swoje listy do niego Malce, która
zawsze znalazła bezpieczny sposób, żeby je wyekspediować.
*
Energiczna pielęgniarka wpadła do sali z meldunkiem: „Dziś, moja droga,
będziemy uczyć się chodzić”.
Swoim charakterystycznym nerwowym ruchem ramienia ściągnęła kołdrę
z Miriam, wywlekła więźniarską sukienkę pacjentki spod materaca i pomogła
jej wciągnąć ją na siebie. Chwyciła Miriam mocno w talii i powoli, rozkołysanym
krokiem, wyszła z nią na korytarz na dwuminutowy spacer.
Od tego dnia pielęgniarka przychodziła codziennie po południu i za każdym
razem wydłużała spacer o kilka minut. Jeśli Balcia lub Malka akurat były przy
tym, prowadzały się razem z Miriam. A ta zaczęła czuć się pewniej na nogach
i szybko przyszedł ten dzień, kiedy pielęgniarka pozwoliła Balci i Malce wyprowa-
dzić ją na dziedziniec. I w ten sposób, wsparta na obu, Miriam wyszła naprzeciw
światu na zewnątrz.
Malka znalazła duże, puste, metalowe pudło i pomogła Miriam usiąść na nim.
Co za rozczarowanie! Góry papierzysk, uszkodzone prycze, podarte materace,
połamane ławki i stoły, menażki bez dna, wyświechtane niemieckie mundury
i wszelkiego rodzaju szmaty zaśmiecały świeżą, zieloną trawę na zewnątrz. Po-
wietrze zanieczyszczały smugi dymu. Kuchni nie było w pomieszczeniach kosza-
rowych, więc kacetnicy gotowali jedzenie w blaszanych puszkach przy ogniskach
porozpraszanych na dziedzińcu. Mężczyźni i kobiety siedzieli przykurczeni na
kamieniach i skrzynkach, ich postacie w znoszonych pasiakach wyglądały jak
brudne plamy na zielonym tle.
Dlaczego świat wokół nie był bardziej schludny i uprzątnięty? Serce omdlewało
z tęsknoty za zarannym pięknem, które harmonizowałoby z jej zaranną rado-
ścią. Dlaczego nikt nie wyszedł jej naprzeciw z girlandami kwiatów i plakatami
głoszącymi: „Borchabe 209 , Miriam, z okazji twojego powrotu do życia”? Dlaczego
nie grała orkiestra w świątecznym rytmie jej serca?
Tylko Balcia i Malka były tu, żeby z nią świętować. I było tu też otwarte niebo
nad głową. Przystroiło się w słońce jak w kwiatek w butonierce. Obmywało brudny
dziedziniec wiadrami płynnego złota. Miriam spojrzała w górę. Znów była za pan
brat z niebem. Znów jej tęsknoty żeglowały po nim. Dobrze jest żyć. To rozkoszne,
upajające! Nie chciała myśleć o niczym. Modliła się tylko, żeby jej kości szybko
pokryły się ciałem, żeby włosy szybko jej podrosły, żeby jej policzki się zaróżowiły,
209 Borchabe (hebr./jid.) – witaj. 261