Page 246 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 246
Słyszę miękkie stąpanie papuci mamy. Binele wchodzi do kuchni i zaspana
zaczyna krzątać się przy talerzach.
Jankew kontynuuje:
– Mem z alef i jeszcze raz mem z alef czyta się „mama”…
Tak siedzimy przez dłuższy czas, wodząc ołówkiem po papierze. Binele gotuje
grochówkę z kluskami kładzionymi i kompot jabłkowy z cynamonem, którym
pachnie cały dom. I znów na świecie zapanował porządek. Nawet jeśli moja
rana na duszy nie może zostać tak łatwo zaleczona, to te minuty są łaskawe.
Mam podejrzenie, że tata omówił z mamą ten incydent z butem i że posta-
nowili zmienić taktykę i zachowywać się lepiej względem mnie. Mama okazuje
mi nadzwyczajne zainteresowanie, zmieszane z wielką czułością. Poświęca mi
więcej czasu, niż może sobie na to pozwolić, i to, czuję, czyni mamę odrobinkę
mną zniecierpliwioną przy jej ogólnej serdeczności. Rodzice nie są w stanie mnie
okłamać. Mam wyraźny dowód, że zmuszają się do bycia dobrymi dla mnie, ze
strachu, że mogę zamordować Nońka. Dowodem na to jest, że mama zostawia
mnie jeszcze rzadziej z Nońkem niż wcześniej i zawsze ma na mnie oko. Ja, ze
swej strony, nie jestem specjalnie zainteresowana, żeby uwolnić mamę od tego
strachu. Przeciwnie. Wykorzystuję to dla własnej korzyści. Przychodzę do mamy
z kapryśnymi zachciankami i wypróbowuję jej cierpliwość. Kiedy się z nią pokłócę,
ona robi się jeszcze bardziej przestraszona i we wszystkim mi ulega.
Rodzice jednak są bardziej wstrzemięźliwi w swojej dobroci niż ja w swojej
woli ich wypróbowania. Nikt na świecie nie wie równie dobrze jak ja, jak słod-
ko jest być ukołysanym rodzicielską miłością i wierzyć, że są oni uczciwi w tej
miłości. I w ten sposób niepostrzeżenie nowa gama uczuć rozdzwania się na
strunach mojego serca. Moja uraza do rodziców i do Nońka nie znika, lecz zo-
staje przykryta, by tak rzec, uczuciem, że mama znów jest moja. Tymczasem
Noniek zaczyna pomału zapewniać sobie miejsce w moim sercu jako „mój brat”.
Kiedy zdarza się, że jest przeziębiony i pan Nowakowski, felczer z wąsami à la
Piłsudski, zachodzi, żeby postawić mu bańki, rzucam się na niego z taką samą
furią, z jaką rzucałam butem w kołyskę Nońka. Biję pięściami felczera w kolana
i zawieszam się na jego ramieniu.
– Nie pozwolę stawiać baniek na plecach mojego brata! – ryczę.
Staję się coraz bardziej zaciekawiona tym moim małym bratem. Przyglądam
się, jak mama go kąpie i zauważam, że jest inny niż Wierka i ja. Ma prztyczek
między nogami, skąd czasem obfity strumień wody tryska łukiem mamie prosto
w twarz. Pytam mamę o to.
– A to? To jest jego przyrodzenie – wyjaśnia. – On jest chłopcem. Wszyscy
mężczyźni to mają.
– Tata też? – pytam.
244 – Oczywiście, jakżeby inaczej.