Page 245 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 245

Książka, która opiera się tacie na piersiach, przewraca się. On obraca głowę
             w moją stronę, a jego wzrok zanurza się w głębinie moich rozbieganych oczu.
             Zamyka książkę, siada, dotykając stopami podłogi i bierze mnie między swoje
             kolana. Jak dobrze mi tak stać, bezpiecznej, osłoniętej między jego kolanami.
             Lecz z drugiej strony, jestem rozgoryczona, że ta wiadomość, jaką dopiero co
             mu przekazałam, nie robi żadnego wrażenia na nim. Oto jak daleko posunęła
             się jego obojętność w stosunku do mnie – myślę sobie.
                Tata siedzi ze mną w milczących objęciach. Następnie wstaje, bierze mnie za
             rękę i na czubkach palców podchodzi ze mną do kołyski. Szepcze mi do ucha:
                – Spójrz na te małe rączki i zgrabne małe nóżki. Taki mały człowieczek jest
             bardziej bezbronny niż kociątko, które szybko porusza się na nóżkach od razu
             po urodzeniu, albo piesek. Nawet małe ptaszątko uczy się latać szybciej, niż
             mały człowieczek nauczy się chodzić. A Noniek nie zrobił ci nic złego. Nie wybrał
             sobie, żeby być twoim bratem. To było postanowienie mamy i moje. Powinnaś
             być zła na nas, a nie na niego.
                – Jestem zła! – Tupię nogą.
                On łapie mnie za przegub ręki, zaciąga mnie do kuchni i zamyka drzwi. Pyta
             mnie nieco głośniejszym szeptem:
                – To dlaczego nie rzuciłaś tym butem we mnie albo w mamę? Tylko w Nońka,
             który nie może się bronić?
                Mazgaję się dopiero na poważnie.
                – Bo ja nie chcę go mieć! Chcę mieć tylko mamę i ciebie!
                Tata siada przy kuchennym stole i bierze mnie na kolana. Złość topnieje we
             mnie i oplatam ręce wokół jego szyi, a on przyciska mnie do siebie.
                – Ja też bardzo chcę cię mieć – powiada. – Wierz mi, Miriam, że mama i ja
             bardzo mocno chcemy cię mieć. – Obcmokuje moją mokrą twarz głośnymi, namięt-
             nymi pocałunkami, które brzmią tak samo entuzjastycznie, jak pocałunki, które
             daje mamie. Czuję kłujący dotyk szczeciny jego wąsów na gorących policzkach,
             a nozdrzami wdycham ledwie wyczuwalną woń tabaki z jego ust. Balsamiczny
             obłok pociechy przyprawia mnie o zawrót głowy. I tak siedzimy oboje, podczas
             gdy ja oczyszczam swoją duszę z goryczy długim płakaniem, a tata tymczasem
             przygryza wargi. Wreszcie otwiera szufladę kuchennego stołu i wyjmuje kartkę
             papieru i ołówek.
                – Wiesz, co mi w tej chwili przyszło do głowy? – pyta. Ocieram twarz ręka-
             mi, kręcąc przecząco głową. Powiada więc do mnie: – Wpadło mi do głowy, że
             najwyższy czas, abym nauczył cię, jak pisze się słowa „tata” i „mama”. Wkłada
             mi ołówek do prawej ręki i obejmuje jej przegub, jak tancerz obejmuje tancerkę
             w talii. I tak zaczyna prowadzić moją rękę z ołówkiem, tak jakby w tańcu, wzdłuż
             linii na arkuszu. – To jest mem, a to jest alef 193  – szeleści jego głos.



             193   Mem, alef (hebr.) – litery alfabetu hebrajskiego, odpowiednio: m, a.  243
   240   241   242   243   244   245   246   247   248   249   250