Page 240 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 240
Ów pan Nowakowski to wysoki barczysty goj o gęstych blond wąsach à la
Piłsudski, które całkowicie zasłaniają mu górną wargę i zwisają z obu stron
ust. Przyjmuje Binele i mnie z pieczonym udkiem w ręce. Jest w trakcie posiłku
w południe i nie jest też zupełnie trzeźwy.
Bierze do ręki jakiś instrument, coś w rodzaju dwuzębnego widelca, i zaczy-
na wiercić nim najpierw w jednej dziurce, a następnie w drugiej. W ten sposób
wydostaje wszystkie bibułkowe kulki z mojego nosa, tak że mogę bezboleśnie
płakać dalej, wydzielając płynące strumienie z nosa, ust i oczu. Podczas gdy
wdycham swobodnie balsamiczne zapachy gabinetu pana Nowakowskiego,
Binele płaci mu z wielkim szacunkiem i wdzięcznością za jego trud. Następnie
łapie mnie radośnie za rękę, wybiega ze mną na ulicę i nawet na zewnątrz nie
zwalnia tempa, tak że kosmyki na jej czole aż rozwiewają się na wietrze. Nie mogę
dotrzymać mamie kroku i muszę podbiec. Mama wygląda na roztrzęsioną, ale
zadowoloną. Mówi tylko, że mam fiu-bździu w głowie.
Od tamtego dnia począwszy, nigdy nie zatykam nosa kulkami z bibuły, a jednak
wychodzi na to, że fiu-bździu nie wywietrzało mi całkiem z łepetyny.
Fiu-bździu czy nie fiu-bździu, nie uchodzi mojej uwadze, że matka zmienia się
w zupełnie innego człowieka. Robi się okrągła jak beczka i przestaje zachowywać
się tak, jak się zachowywała. Często mówi takie dziwne rzeczy, że żadną miarą
nie mogę zrozumieć, o co jej chodzi. I tak, na przykład, odzywa się raz do mnie,
ni stąd ni zowąd, radosnym głosem:
– Wiesz co, Miriamko? Pewnego pięknego dnia wstaniesz rano, mój kotku,
i znajdziesz małego braciszka albo małą siostrzyczkę w domu.
Wybałuszam na nią oczy i pytam się w głębi ducha, czy mama czasem nie
mówi przez sen. Kiedy staje się dla mnie jasne, że jest najzupełniej przytomna,
śmieje się i jest rozanielona, nie zachwyca mnie zupełnie ta nowina. Posiadanie
Wierki jako siostry to dla mnie i tak za dużo.
– Na co mi potrzebny nowy braciszek albo nowa siostrzyczka? – Krzywię się,
dając mamie do zrozumienia, że dziękuję jej za tę łaskę. – We freblówce jest pod
dostatkiem dzieci, więc mogę się z nimi bawić, jak chcę.
– To nie to samo, co posiadanie własnego brata lub siostry – odpowiada,
chichrając się, mama i zdaje się droczyć ze mną.
Zachowanie mamy zupełnie mi się nie podoba. Robię się podejrzliwa w związku
z uważnością i czułością, jakimi mnie obdarza i jakie rosną wprost proporcjonal-
nie do jej brzucha. To jasne jak słońce, że mama chce mi się przypodobać, i że
z premedytacją robi mi na złość. Im bardziej nastaję na nią i upraszam ją jak
jakiegoś zbója, żeby nie uszczęśliwiała mnie takim prezentem – z tym większą
słodyczą zapewnia mnie, że i tak zrobi, co zechce. Udaje mi się u niej uzyskać
tyle, ile bym uzyskała, mówiąc do ściany. To nie na moją głowę, żeby zrozumieć,
jak mama może tak narzucać się z prezentem, o którym wie z całą pewnością,
238 że mogę się bez niego obejść.