Page 237 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 237
w środku coś wspaniałego, co by mnie zaskoczyło. I mimo że zawsze przeży-
wam rozczarowanie, nie znajdując w jego czeluściach niczego oprócz jedzenia
i słodyczy, nadal żywię wiarę, że coś tak czy inaczej skrywa się w nim i że może
odkryję to następnym razem.
Polskie przedszkole sprawia mi jeszcze mniej przyjemności niż przedszkole
żydowskie. Tutaj także kierowniczka tego przybytku nie ma ze mnie pociechy.
Wolałabym raczej pobawić się w domu, w dużym pokoju, gdzie ściany dźwięczą
przez cały dzień, a podłoga trzęsie się, jakby dokądś jechała. A jak się wyjdzie
z mieszkania na korytarz, to dopiero wtedy wygląda ten dom, jakby posiadał
niezliczone tajemnice. Jakby był zawieszony w powietrzu, jak statek powietrzny,
zeppelin, o którym opowiadał mnie i Wierce tata.
*
Ostatnie syreny fabryczne wydają swoje płaczliwe wycie nad miastem. Zeppe-
lin – dom, w którym mieszkamy – zakotwicza w dalekim porcie i ląduje w lagunie
ciszy. Wychodzę z mieszkania i zabieram się do wspinana po piętrach, wzdłuż
długich, ciemnych korytarzy budynku. Wierka też lubi bawić się sama na kory-
tarzu. Stroi się w stary kapelusz mamy, w jej starą halkę i różnokolorowe stare
szmaty, i w ten sposób ukazuje się u brzegów własnej laguny. Lecz nie robi tego
nigdy, zanim nie odrobi pracy domowej do szkoły, obowiązku, który traktuje z taką
powagą i wypełnia z taką starannością, że prawie pękam z zazdrości. Nie ma
niczego takiego na świecie, czym ja mogłabym dowieść swojej własnej wartości.
Kiedy tylko towarzysz Anton Cimerman zachodzi do mamy, wiem, że Wierka
wyjdzie na korytarz wcześniej niż zwykle. Towarzysz Cimerman przechwycił mamę
tylko dla siebie. Pozwala jej opowiadać sobie tysięczne nudne rzeczy i nie da się
zamienić słowa, ani z nią, ani z nim. W złości na mamę i na towarzysza Cimer-
mana wychodzi Wierka na korytarz objuczona górą „kostiumów” i proponuje
mi odegranie jednego z dłuższych dramatów, które wymyśla specjalnie, żeby
rozładować takie napady gniewu.
Bohaterką jednego z takich dramatów jest królowa z Nibylandii. Mieszka
w zaczarowanym pałacu z ukrytymi korytarzami z czerwonej cegły. Wierka jest
królową i siedzi na tronie, na najwyższym stopniu najwyższego piętra. Nosi stary
szlafrok, a z jej brązowych kosmyków, nawiniętych na papiloty, sterczą potrójne
szpice papierowej korony, którą zachowała ze swojego ostatniego przyjęcia
urodzinowego.
Okrągła twarzyczka królowej wyraża rozdzierające serce melancholię i troskę.
Co chwila zeskakuje z tronu, spogląda na swój nieistniejący zegarek na ręce, łapie
się za głowę i maszeruje tam i z powrotem na najwyższym stopniu najwyższego
piętra. Ma straszny ból głowy.
Koniec końców Wierka zaplątuje się w fałdach długiego szlafroka, który
ciągnie za sobą niby królewski tren, i stacza się na półpiętro. Upadając, gubi 235