Page 226 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 226

coś w rodzaju nowego sposobu formułowania swoich myśli, wyrażania siebie.
           Podejrzewa Cimermana, że przyłożył do tego rękę. Pyta, czy Cimerman przyszedł
           dziś na górę, żeby się z nią zobaczyć. Mimo że stanowisko Cimermana w partii
           mu nie odpowiada – to on, Jankew, nie ma nic przeciwko przyjaźni Binele z nim.
           Pochlebia mu to nawet. Powodzenie u innych mężczyzn czyni ją jeszcze bardziej
           podniecającą w jego oczach, a Cimerman nie jest byle kim. A jednak czuje się
           bardzo niezręcznie w związku z tą sprawą.
             I co jeszcze Binele robiła po tym, jak wróciła do domu z pracy? Niezawodnie
           zajmowała się gospodarstwem i dziećmi, lecz jakie miała przemyślenia? Gdzie
           była jej głowa przez wszystkie te godziny, kiedy jego z nią nie było? Czy przypad-
           kiem jej podejrzenie względem niego nie bierze się stąd, że ona sama czuje się
           winna?
             – Masz skłonność, żeby wszystko wyolbrzymiać – odzywa się zachrypniętym
           głosem. – Jesteśmy całkiem dobrymi rodzicami dla naszych dzieci. – Obejmuje
           ją i udaje, że jest gotów zasnąć.
             Słyszy, jak ona mówi opanowana:
             – Jestem, jaka jestem, Jankewie. Ale często wydaje mi się, że ty nie jesteś
           taki, jaki jesteś.
             Co chce przez to powiedzieć? – zastanawia się. Mając zamknięte oczy, przy-
           wołuje grymas uśmiechu na twarz i udaje, że zasnął. Ona leży w jego ramionach
           i myśli: o nim, o sobie, o nich wszystkich, o jej rodzinie – i o znaczeniu szczęścia.
           I on też o tym myśli, z zamkniętymi oczami, udając, że śpi.

                                           *

             Moja pierwsza najlepsza przyjaciółka, Sorka Fidler, lubi bawić się kolorowymi
           kredkami. Gdyby nauczycielka Mania tak często jej nie przeszkadzała, cały dzień
           spędzałaby w przedszkolu i nie robiła nic innego, tylko rysowała kredkami. Mała,
           wychudzona i cicha jak myszka, siedzi Sorka przy swoim stoliku w najdalszym
           kąciku klasy, odseparowana od pozostałych dzieci, które ledwo ją zauważają.
           I albo przygryza koniec języka, kiedy rysuje, albo mówi sama do siebie.
             W przedszkolu ja też Sorkę ledwo zauważam. Nasza przyjaźń rozgrywa się
           na polu prywatnym, w domu. Kiedy rodzice schodzą po kolacji zabawić się
           trochę w Muzie i zabierają mnie i Wierkę ze sobą, wstępuję do prywatnego
           mieszkania Fidlerów, żeby spędzić czas z Sorką. Sorka zapoznaje mnie z domo-
           wym terytorium i z sąsiadami z podwórka. Obok, na podwórku Sorki, mieszka
           na przykład pewien szewc, który ma dom pełen dzieci, a także kotkę. Sorka
           mówi, że ci sąsiedzi szaleją z miłości do tej białej kotki, bo wykazuje ona wiel-
           ką zwinność w łapaniu myszy i szczurów i pożeraniu ich w okamgnieniu. Nie
           mieści mi się to w głowie. Jak może ta kotka łapać myszy oraz szczury i tak je
           pożerać, pozostając przy tym taka miękka, biała i piękna? Wierzę jednak, że
    224    tak właśnie jest. Wierzę we wszystko, co Sorka mi mówi, bo pod tym względem
   221   222   223   224   225   226   227   228   229   230   231