Page 230 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 230
Powstrzymuję się więc od rozmawiania z Sorką o śmierci jej mamy, bo i tak
nie rozmawiam z nią dużo, kiedy jesteśmy razem, tylko pozwalam jej robić, co
chce, podczas gdy ja robię, co ja chcę. Lecz zaczynam czuć się niezręcznie przy
niej. Zaczynam postrzegać ją jako kogoś w rodzaju kaleki, z kim nie wolno roz-
mawiać o jego ułomności, żeby go nie zawstydzić.
W przedszkolu dzieci przejawiają dziwne zainteresowanie Sorką. Ukradkiem
rzucają ciągle spojrzenie na jej kącik, gdzie siedzi i rysuje kredkami. Przed
śmiercią jej mamy dzieci ani nie nienawidziły, ani nie lubiły Sorki. Nie bawiły się
z nią i nie biły.
Była jak nieożywione wyposażenie sali. Lecz wraz ze śmiercią swojej matki
stała się jakby żywsza i ważniejsza. Nie można już być obojętnym w stosunku
do niej. Trzeba coś do niej czuć. A co dzieci czują do niej oprócz litości, to także:
gniew, chęć zemsty i samozadowolenie. Wśród dzieci niesie się szmer, że nie kto
inny, tylko sama Sorka przyczyniła się do śmierci swojej matki. Sprawiała matce
kłopoty, uciekając z domu. Mama Sorki tyle się nacierpiała, że dłużej nie mogła
wytrzymać, zachorowała i umarła. Sorka jest złym dzieckiem. Złemu dziecku
musi być źle, bo złe dzieci zabijają swoje matki swoim złem.
Dlatego dzieci postanawiają między sobą nie dopuszczać Sorki do gołębnika
nawet na minutę, nie mówiąc już o karmieniu gołębi. Odpychają ją na środek
sali. Nie szkodzi, Sorka napatrzyła się dosyć na gołębie i inne ptaki, kiedy ucie-
kała z domu. Podczas gdy one, te dobre dzieci, które nie chcą, żeby ich mamy
umarły, nigdy nie mają możliwości, żeby zobaczyć coś interesującego. To jest
jeszcze jeden powód, że wciąż lubię Sorkę, niezależnie od mojego skrępowania
przy niej. Bycie stale grzecznym dzieckiem pachnie nudą. Jeśli mamy nie potrafią
tego zrozumieć, to nie wina dzieci, tylko ich własna. I choć Sorka kiedyś powie-
działa mi, że przestała kochać swoją matkę, jestem pewna, że nie to miała na
myśli. Matki o tak czarującym wyglądzie, o tak wspaniałych włosach i o takim
miękkim, śpiewnym głosie nie można nie kochać. Oto ja sama bardzo kochałam
towarzyszkę Klarę.
Jednego dnia, kiedy schodzę na ulicę, widzę Sorkę siedzącą na progu Muzy.
Serce wzbiera mi litością do pozbawionej matki dziewczynki i nie mogąc się
powstrzymać, łamię dwie obietnice na raz: jedną, którą dałam mamie, że nie
będę przechodzić przez ulicę; i drugą, którą dałam Wierce, żeby nie rozmawiać
z Sorką o jej mamie. Ledwo żywa ze strachu przed hałaśliwym ruchem wo-
zów, dorożek i tramwajów zrywam się naprzód przez ulicę i siadam na progu
koło Sorki.
– Siedzisz tu – odzywam się do niej – bo czekasz, żeby twoja mama wróciła
ze śmierci, prawda? – Jako że Sorka mi nie odpowiada, kontynuuję: – Nie wierzę,
że ludzie nie wracają po tym, jak umrą. To niemożliwe. Sądzę, że mama nie może
umrzeć, odejść i nie wrócić, zanim jej dzieci nie będą duże. Mama kocha swoje
228 dzieci, nawet jeśli bije je czasem. Moja własna mama sama mi to powiedziała.