Page 223 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 223
różowego listu w środku. Razem z tym oderwanym fragmentem, który zwisa
luźno, wyjmuje różowy papier i otwiera go. Pismo przypomina pismo dziecka
lub wykaligrafowane dla dziecka. Jest staranne i przepiękne. Pomału, bardzo
pomału, ledwo wiedząc, co czyta, odcyfrowuje tekst w języku polskim:
Drogi Jankewie!
Wczoraj znów Cię widziałam z daleka. Za każdym razem, kiedy przyjdzie mi
Ciebie zobaczyć, otwiera się rana w moim sercu. Otwiera się jak krwawiąca róża,
która nigdy nie więdnieje i nigdy nie przestaje zadawać bólu. Wierz mi, że nie
chcę, aby tak było. Lecz cóż mogę poradzić? Wygląda na to, że to, co przytrafiło
się człowiekowi w młodości, zostaje na zawsze wplecione w jego życie.
Byłeś moim pierwszym ukochanym i pozostałeś moim jedynym – jak Ci
to powiedziałam tego błogosławionego i przeklętego dnia 22 września 1919.
Niczego od Ciebie nie chcę. Chcę tylko, żebyś miał świadomość łączącego nas
związku i żeby ta wiedza towarzyszyła Ci tak, jak i mnie towarzyszy.
Co za idiotycznie krępujący list! Oto Pola, kobieta, która zbliża się do wieku
średniego, matka dzieciom, wciąż żyje w wyimaginowanym świecie swoich lat
dziewczęcych. Wyobraża sobie, że jest bohaterką jakiegoś romantycznego dramatu
miłosnego i teraz usiłuje jego, Jankewa, także zamienić w tego rodzaju bohatera
i gwałtem ściągnąć go z powrotem do swojego życia. Ta rozpieszczona, znudzona
kobieta, zdaje się, postanowiła uczynić swoje życie bardziej interesującym jego
kosztem, i zabawić się w kunsztownie utkaną awanturę – awanturę jaśnie pani,
która zakochała się w żebraku!
Jankew drze list na kawałki i wybiega z bramy. Wrzuca podarte różowe
skrawki papieru do szybko płynącej wody w rynsztoku. Martwy szczur przepływa
obok i jak płatkami kwiatu pokrywa się różem. Jankew idzie szybko naprzód,
odprowadzając wzrokiem prąd, który unosi różową padlinę. Przyspiesza kroku
i czuje, jak krople potu występują mu na czoło. Prosi, żeby zimny deszcz spadł
z nieba, obmył ten pot, brud, rozgoryczenie i frasunek z niego. Błaga o siłę, która
rozwiązałaby relację, jaka łączy go z tą kobietą; która odcięłaby tę pępowinę
winy, grzeszności, która trzyma jego myśl przykutą do niej. Wina jest przecież
nie tylko jego. On został w to wmanewrowany i poddał się jej wbrew własnej woli.
Był inny w tamtym czasie, młodszy, bardziej ochoczy i nie miał jeszcze pełnego
poczucia odpowiedzialności osobistej.
Czy to naprawdę go usprawiedliwia? Pytanie brzmi przecież, czy człowiek
ponosi odpowiedzialność za grzechy z całego swojego życia, czy tylko za te, które
popełnia obecnie. A Jankew czuje się zmuszony do odpowiedzi na to pytanie – że
tak, dorosły człowiek ponosi odpowiedzialność za wszystko, co robi w swoim życiu.
Bierze na siebie tę odpowiedzialność. Musi z tym żyć. Pozwala różowym
skrawkom papieru odpłynąć z prądem rynsztoka i przestaje się spieszyć, idąc
spokojniejszym, bardziej opanowanym krokiem. Powinien szybko podążać do 221