Page 204 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 204

W każdy poniedziałek i czwartek uciekam więc z przedszkola. Zagubiona
           w gwarnym tłumie wąskich bałuckich uliczek, błąkam się wokół i płaczę – tak
           z zadowolenia, że zemściłam się na tych wszystkich, którzy chcieli mnie uwię-
           zić, jak i ze strachu przed byciem samą i zabłądzeniem. Jako że moi rodzice są
           w pracy, o moim zniknięciu alarmuje się ciocię Rachelę. Biegną mnie szukać.
           Gdy, nie bez trudu, znajdują mnie, ciocia Rachela mało nie mdleje.
             Gdy tylko Binele przychodzi z pracy do domu, ciocia Rachela wychodzi jej
           naprzeciw z wiadomością o związanej ze mną awanturze. Z nutą goryczy w gło-
           sie relacjonuje ze wszystkimi szczegółami, jak szukano zaginionego dziecka,
           jednocześnie mówi Binele do słuchu, jakie popełnia przestępstwo, zamieniając
           matczyną troskę swojej siostry o jej dzieci na anarchię heretyckiego przedszkola.
           Dopiero wtedy Binele bierze mnie na ręce.

             Między mamą a mną rozpoczyna się nowy rozdział konfliktu. Mama rozwija
           nowiusieńką gamę wyrafinowanych sposobów, jak mnie ukarać tak, żeby od-
           niosło to właściwy skutek. Odmawia zabierania mnie do kina, nie daje mi tych
           pięciu groszy na kolorowy papier samoprzylepny, a co najgorsze ze wszystkiego:
           nie bierze mnie na kolana, nie całuje mnie, kiedy przychodzi do domu z pracy,
           i w ogóle przestaje ze mną rozmawiać, jakby mnie nie zauważała. Jako odpowiedź
           na to udoskonalam własne metody walki i zemsty. Nazajutrz znowu uciekam
           z przedszkola albo udaję, że jestem obłożnie chora i zaraz umrę. Pukam też do
           cioci Racheli i nastawiam ją przeciwko mamie. Praktykowanie tych wszystkich
           metod udoskonala moje zdolności aktorskie. Osiągam prawdziwe mistrzostwo
           w wielkiej sztuce udawania.
             Binele we własnym dzieciństwie nie marzyła nawet, że takie wspaniałe
           miejsce jak przedszkole może istnieć. I za żadne skarby nie może zrozumieć,
           co się ze mną dzieje. Jakie błędy popełniła w moim wychowaniu? I jak to się
           mogło stać, że akurat jej starsze dziecko, Wierka, jest wzorowym dzieckiem i nie
           sprawia żadnych problemów, gdy tymczasem drugie dziecko – ja – jaka bym nie
           była mała, przysparzam ogromnych kłopotów? I gdzie leży przyczyna, że ci sami
           rodzice mogą sprowadzić na świat dwoje tak różnych dzieci? Binele, owszem,
           odnajduje we mnie wiele cech jej własnego charakteru. Sama przecież była
           złośliwa w dzieciństwie. Lecz miała powód. Jej dzieciństwo bez mamy było takie
           beznadziejne. Ale ja? Czego mi brakuje? A jeśli jestem tak podobna do mamy,
           to dlaczego pozostaję taką zagadką, że nawet ona, mama, nie może znaleźć
           skutecznych środków, żeby dać sobie ze mną radę?
             Binele wstydzi się przed nauczycielką Manią i tysiąc razy przeprasza za
           kłopoty, jakie jej sprawiam.
             – Jak chodzi o Miriamkę, towarzyszko Maniu, prawdziwa ze mnie ciemnota
           – skarży się Binele.
             Nauczycielka Mania pociesza ją, jak może, lecz zupełnie nieprzekonująco.
    202    Zdaje się, że sama nie potrafi zrozumieć kaprysów losu, które wpływają na fizyczną
   199   200   201   202   203   204   205   206   207   208   209