Page 201 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 201

co się im należy. Lecz to przeżywanie własnego dzieciństwa nabrało nowego wy-
             miaru: trzeba wczuć się w dzieciństwo ich własnych pociech. Próbują przeżyć tę
             wielką radość, jaką Wierka i ja będziemy mieć z każdej zabawki, z każdej rzeczy,
             jaką dla nas, dzieci, sprokurowali rodzice.
                Sobotni ranek późnego lata. Jankew i Binele przygotowują piaskownicę na
             podwórku. Jankew zbija ramę z desek pomalowanych na jasnozielono. Binele
             siedzi w środku ramy i rozsypuje żółtozłoty piasek, który jakiś towarzysz przywiózł
             na taczce. Z figlarną iskrą w oku Jankew, nie przerywając pracy, rzuca spojrzenie
             na Binele, która siada na obramowaniu piaskownicy. Pochylona, zaczyna for-
             mować rękami „babki” i zamki na piasku. Jankewowi nasuwa się porównanie:
             życie jest dziecinną zabawą w piaskownicy. Jedno dziecko może z taką łatwością
             zniszczyć piaskową budowlę innego dziecka lub zniszczyć budowlę własną –
             jednym kopnięciem nogi.
                Skończywszy swoją część pracy, przysiada obok Binele. Wskazuje miejsca,
             gdzie powinna wznosić swoje domki z piasku. Ona droczy się z nim w żartach.
             Domki z piasku, które własnoręcznie formuje, mają przedstawiać najważniejsze,
             charakterystyczne budowle z Bocianów.
                Jankew oddziela kupkę piasku dla siebie.
                – To jest Błękitna Góra, na której oboje siedzimy – odzywa się. Podnosi patyk
             z ziemi i zaczyna nim rysować na piasku. – To jest szeroka Aleja Topolowa, a tu
             gdzieś powinna być kuźnia Joela Kowala. Tu przejeżdżam z Abraszką. – Przeska-
             kuje patykiem do jednej z budowli Binele. – Tu jest klasztor żeński, a zaraz obok
             niego mój dom. Mama wygląda przez okno na ogród zakonnic.
                Binele wyjmuje mu patyk z ręki.
                – Tu jest Pociejów. – Zatacza nierówny okrąg. – Tu jest sklep twojej mamy
             w sąsiedztwie sklepiku z wapnem i kredą mojego taty. – Wyciąga rękę z patykiem
             w kierunku północnego rogu piaskownicy. – Tu ja mieszkam. Moje bociany, Mendl
             i Gnendl, stoją na dachu i czekają, żebym przyniosła im parę żabek z bajora. –
             Śmieje się w głos i naśladuje mowę swojej młodszej siostry: – Na podwólku koło
             studni ktoś patykiem w wiadlo dudni. – Szura obiema nogami i burzy budowlę,
             wyrównuje z powrotem piasek.
                On macha do niej palcem:
                – Bociany nie jest tak łatwo zniszczyć.
                Ona wzrusza ramionami.
                – Bawimy się jak dzieci. Tylko dzieci robią takie rzeczy. Kto chciałby zniszczyć
             Bociany? Teraz, kiedy stamtąd wyjechałam, już nie czuję takiej nienawiści do
             tego miasteczka. Przeciwnie, tęskno mi do niego.
                Wstają z piaskownicy, wyprostowują się i spacerem idą do budynku, gdzie
             mieści się przedszkole, pachnące świeżą farbą. Jankew wyjmuje piłkę z kosza
             przy drzwiach, które są w trakcie malowania przez jednego z ojców. Rzuca piłkę
             do Binele. Ona łapie ją i odrzuca z powrotem. I tak, spacerując przez podwó-
             rze, rzucają piłkę tam i z powrotem nad głowami hałaśliwych grup rodziców,   199
   196   197   198   199   200   201   202   203   204   205   206