Page 207 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 207
wszędzie dookoła. Kominiarz Babele-Ber, który wiatr nosi jako szal z czarnego dymu
wokół szyi, kręci karuzelą rękami w czarnych rękawiczkach. Wokół jest przeraźliwie
cicho, a jednak nie słyszę moich własnych kroków ani mojego własnego krzyku, choć
krzyczę tak mocno, że tracę oddech i nie mogę go odzyskać – i wtedy się budzę.
*
Rezygnuję z uciekania z przedszkola. Lecz nauczycielce Mani nie czyni to życia
ani odrobinę lżejszym. Odmawiam kategorycznie robienia „kółka” i śpiewania
Szejninke blimelech waksn in gortn , kiedy nie mam na to ochoty. I nie mogę
167
też znieść zimnych lalek, którymi bawią się dziewczynki. Te lalki przypominają mi
tego martwego małego szajgeca i powodują, że zaczynam rozmyślać o śmierci
i o Babele-Berze. Wszystkie lalki, jakie mi przynoszą, wspaniałomyślnie daję
w prezencie Wierce.
Jedyne, co sprawia mi odrobinę przyjemności w przedszkolu, to jak dorwę
się do gołębi. Lecz muszę to robić po kryjomu, bo – po pierwsze – często je-
stem karana utratą prawa zbliżania się do gołębnika; po drugie – karmi się te
gołębie w obecności nauczycielki Mani, a wtedy robi się taka przepychanka koło
gołębnika, że biedne gołębie, które nazywają się „cukrówki”, nie wiedzą, komu
najpierw powiedzieć „cu-kru”, i zdezorientowane trzepoczą się w klatce. Wtedy
zaczyna z ich małych, cienkich skrzydełek lecieć biały puch. Napełnia on klatkę
i niesie się aż do mnie, która stoję gdzieś z tyłu – jako osobiste pozdrowienie od
gołębi dla mnie, która też jestem zamknięta w klatce. Te pióra są ich wołaniem
o pomoc do mnie. Bardzo dobrze rozumiem ich dolę.
I tak się złożyło pewnego dnia, że nauczycielka Mania wywiesiła gołębnik
na podwórku, żeby gołębie miały trochę słońca i świeżego powietrza. Niewiele
myśląc, wyślizguję się ukradkiem na podwórko i otwieram drzwiczki gołębnika,
żeby gołębie mogły uciec. Zaraz wracam do sali i kieruję się prosto do kącika,
gdzie chłopcy bawią się drewnianymi klockami. Żeby się uspokoić, siadam i zaj-
muję się wznoszeniem budowli z klocków. Lecz gdy tylko zaczynam wykonywać
ten projekt, chłopcy zaczynają bić się ze mną i mi zarzucać, że zabieram dla
siebie najładniejsze klocki.
– Idź i baw się z dziewczynkami! – rzuca się do mnie Gabi Cederbojm, najwyż-
szy i najsilniejszy ze wszystkich chłopców, i zaczyna odpychać mnie od skrzynki
z klockami. – Idź i baw się talerzykami i miseczkami albo lalkami! – ryczy na mnie.
Gabi jest okropnie dumny z tego, że jest chłopcem, podczas gdy ja traktuję
bycie chłopcem za ułomność, którą przyrównać można do nieszczęścia, zamiast
uważać to za rzecz, z której należy być dumnym. Miałabym na pewno więcej
litości dla chłopców, gdyby nie zachowywali się tak bezczelnie w stosunku do
167 (jid.) Śliczne kwiatuszki w ogródku rosną – słowa piosenki dziecięcej. 205