Page 202 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 202
którzy zajęci są różnymi pracami lub chwalą się swoimi dziećmi, jakie to są
mądre, albo dyskutują o polityce czy po prostu bawią się wokoło, wygłupiają
i dowcipkują.
Binele przysuwa się bliżej do Jankewa i podrzucając piłkę na ręce, powiada:
– Rzecz w tym, że Bociany nie są dla mnie takie ważne. Moje prawdzie życie
zaczęło się w Łodzi, pięć i pół roku temu, kiedy urodziła się Wierka.
Ten patrzy na nią poruszony i zaskoczony.
– A nie wcześniej?
– Powiedzmy, że dziewięć miesięcy wcześniej.
– A może jeszcze trochę wcześniej?
Binele wygląda młodo i beztrosko. Odrodzone wewnętrzne dziecko przeziera
w każdym jej ruchu. Jankew nie może oczu od niej oderwać. Pachnie utraconymi
zapachami jego własnego młodzieńczego przebudzenia w Bocianach. Mruga do
niego okiem rozbawiona i rzuca piłkę z powrotem do kosza.
– Może jeszcze trochę wcześniej, a może nie! – powiada i złapawszy
go za rękę, ciągnie go w przeciwległy kąt podwórka. – Chodź, wypróbujmy
huśtawki!
Siadają na bujawce. Oboje nie posiadają się z radości, gdy unoszą się w górę
i opadają w dół, żeby znów wzlecieć w górę. Lecz oto Binele dostrzega w oddali
Mojszego Sokratesa, który pojawia się na podwórzu z jakimś innym mężczyzną.
Obaj taszczą nowiutki stojak z wieszakami na uczniowskie ubrania. Mojsze
Sokrates jest bardzo aktywny w pracach wokół remontu przedszkola. Prócz
gołębnika przyniósł niejedną zabawkę jako dar od swoich bałuckich twardzieli.
Utrzymuje przyjacielskie stosunki z Binele i przynosi często pozdrowienia od
Cypory, do której jeździ regularnie na widzenia.
Binele zeskakuje z bujawki. Odsuwa pasemka rozwianych włosów z czoła
i, zostawiając Jankewa w tyle, podąża za Mojszem i tym obcym mężczyzną do
pustej, dopiero co odmalowanej sali przedszkolnej. Mojsze, gdy tylko ją widzi,
wyjmuje dużą, brudną chusteczkę do nosa z kieszeni, wyciera spoconą twarz
z bródką à la Trocki, i pokazuje swojemu towarzyszowi, gdzie postawić stojak
z wieszakami. Woła Binele gwałtownym ruchem głowy i wyszedłszy z nią na
zewnątrz, bierze ją na stronę.
– Życz mi wszystkiego najlepszego, Binele – wydaje uroczyste chrypienie. –
Cypora zgodziła się wyjść za mnie!
Twarz Binele oblewa się pąsem.
– Oj, Mojsze – jąka. – Mazel tow, mazel tow! – I chwyta go w objęcia, całuje
jego bródkę i chlipie z głową na jego ramieniu.
Mojsze zmieszany, odpycha ją od siebie i przybiera ojcowską pozę.
– Ale ja ciebie proszę, Binele, opanuj się, bo ludzie patrzą. A Cypora i ja
chcemy, żeby to na razie zostało w tajemnicy. Pamiętaj, żeby trzymać buzię na
kłódkę. Powiedziałem ci, bo jesteś naszą najbliższą przyjaciółką. To żebyś nikomu
200 nie pisnęła ani słówkiem, nawet twojemu mężowi!