Page 197 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 197
z niego żaden godny uwagi krasawiec. Nigdy nie ocenia mężczyzn po wy-
glądzie. To, co niekoniecznie ujmuje ją u Mojszego Sokratesa, to men-
talność człowieka niskiego wzrostu, który wykazuje symptomy – jak Wowa
to nazywa – kompleksu Napoleona, chociaż w przypadku Mojszego nie
przyjmuje to szkodliwej formy.
Binele nie ma wątpliwości, że rola Mojszego pośród bałuckich twardzieli
i ulicznic jest nie do przecenienia. Wszyscy go kochają i szanują. On jest ich
oskarżycielem, ich obrońcą i sędzią. Dzięki niemu głosowali na listę bundowską
w wyborach do rady miejskiej i pomagają bundowskim bojówkom. On czyta im
na głos dzieła znanych pisarzy żydowskich i tłumaczy na ich język ciekawsze
fragmenty tekstów. Większa część bogatej produkcji artystycznej Mojszego
składa się z wierszy propagandowych i utworów okolicznościowych, powstałych
z inspiracji własnej lub tworzonych według dyrektyw towarzyszy i partii. Lecz pisze
on także wiersze niezwykle radykalne, które łatwo zrozumieć. Dzięki swojemu
lekkiemu rytmowi i nieskomplikowanym rymom znajdują one drogę do serca
prostego człowieka i uwznioślają go.
Lecz Mojszemu, jako dodatku do jego napoleońskiej duszy, brakuje pewnej
cechy charakteru, co pozbawia Binele prawdziwego szacunku dla niego, mimo
że nie umiałaby wskazać, na czym ta niedoskonałość właściwie polega. Prócz
tego ma także obawy innego rodzaju: ma on, owszem, wielkie zasługi dla mas
żydowskich na Bałutach, czy jednak miałby także zasługi jako mężczyzna,
jako ojciec dzieciom? Dlaczego do tej pory się nie ożenił? Dlaczego nie ma
stałego adresu, tylko – tak jak za czasów carskich, kiedy ukrywał się przed
policją – spędza noc u jednego albo u drugiego ze swoich kompanów, a całymi
dniami przesiaduje po knajpach albo w Muzie. Czy w ogóle jest on w stanie
prowadzić zdyscyplinowane, regularne życie rodzinne? Już po tej wstępnej
rozmowie z nim dzisiaj jest jeszcze mniej entuzjastycznie nastawiona do niego,
niż była do tej pory. Lecz pamięta, że Cypora zawsze miała do niego słabość,
a to już coś, pod warunkiem że ta słabość jest obopólna. I tego Binele musi
się przede wszystkim dowiedzieć.
W końcu zbiera się w sobie i wyjawia, co leży jej na sercu:
– To dotyczy Cypory – odzywa się.
Mojsze wygląda, jakby piorun go strzelił. Na jej oczach wbija go w ławkę,
przez co wydaje się jeszcze mniejszy niż normalnie. Szpic jego koziej bródki
zaraz zanurzy się w kuflu piwa.
– Której Cypory? – odburkuje ze spuszczonym wzrokiem, jakby to pytanie
zadawał napitkowi w kuflu.
Binele nie odpowiada od razu. Najpierw wlewa w siebie konkretny łyk piwa.
Następnie wyciera usta, potrząsa zdecydowanie głową i mówi:
– Ty bardzo dobrze wiesz, która Cypora. Ta… owaka. Tak, mówmy otwarcie.
Cypora, która gnije w kryminale i której byłeś kiedyś bliskim przyjacielem, a może
więcej niż bliskim przyjacielem, i pracowałeś nad nią, żeby została socjalistką. 195