Page 198 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 198
– A… ta Cypora… – udaje głupiego, jakby dopiero teraz zrozumiał, kogo
Binele ma na myśli.
Mojsze Sokrates zaczyna naprawdę działać jej na nerwy. Stara się jednak
zachować dobrą minę do złej gry, żeby nie zaprzepaścić takiej szansy na urato-
wanie Cypory. Odzywa się poważnie do niego:
– Jako twoja towarzyszka z partii, dla której specjalnie zrymowałeś utwór na
ślub, i jako najlepsza przyjaciółka Cypory, uważam za swój obowiązek zapytać
cię, jakim prawem pozwoliłeś jej upaść tak… tak nisko.
– Ja? – Mojsze kładzie rękę na piersi, jakby gotów był przysięgać.
– Oczywiście, że ty. Niby kto? – wali dalej i czuje, jak piwo mąci jej w głowie.
Jest jednak zadowolona z tego otumanienia. To akurat pomaga jej argumentować.
– Ty ją uwzniośliłeś… Cyporę, mam na myśli. Wyniosłeś ją na wyżyny niebios,
żeby pozwolić jej spaść z wielkim trzaskiem… w dół rozpaczy, i rozbić jej serce
w drobny mak. Czy wiesz, Mojsze, że jeszcze w tysiąc dziewięćset czternastym
opowiadała mi o schadzkach, na które ją zabierałeś? Przez te wszystkie lata,
rok w rok, nieustannie o tobie mówi…
– Chcesz przez to powiedzieć, że mnie obmawia.
– Wprost przeciwnie, mówi z największym poszanowaniem. Wspomina twoje
imię, jak goje wspominają swojego świętego patrona przy każdej okazji. Czasem
nie ma temu końca, tylko Mojsze Sokrates tu, Mojsze Sokrates tam. Ten wielki,
mądry, potężny poeta Mojsze Sokrates! Bagatela!
Mojsze Sokrates gapi się na Binele, jego wybałuszone oczy są szeroko otwarte.
– Ona… ona powiedziała to wszystko o mnie? Nabijasz się.
– Ale skąd! Żebym tak zdrowa była, wszystko to ona powiedziała.
Ciało Mojszego rozkurcza się z powrotem na ławce, a duma wręcz go rozpiera.
Pierś wypięta do przodu, ramiona wyprostowane, a głowa wyraźnie uniesiona
w górę. Pije słowa Binele jak zwiędnięta roślina, na którą spada odświeżający,
długo oczekiwany deszcz. Tak go przepełnia odnaleziony szacunek i podziw dla
siebie, że zauważa podchmielony:
– Toczno 164 . Człowiek nie musi mieć siedmiu stóp wzrostu, żeby być wielki.
– Oczywiście, że jesteś wielki, Mojsze – przyznaje Binele. – I właśnie dla-
tego twoim obowiązkiem jest uważać, gdzie stąpasz, żeby nie nadepnąć na
małych, słabych, nieszczęśliwych. Jak możesz być dobrym pisarzem, pisarzem
socjalistycznym, a do tego jeszcze poetą, jeśli nie posiadasz odrobiny uczucia
dla żydowskiej kobiety pracującej, a specjalnie dla Cypory, która jest jeszcze
bardziej nieszczęśliwa niż Dama Kameliowa, choć ona nie cierpi na suchoty,
tylko ma złamane serce?
– Ja? – Mojsze znów rozpiera się w ławce. Znów kładzie rękę na sercu, jakby
był gotów do składania przysięgi. – Ja nie posiadam ani odrobiny uczucia dla
196 164 Toczno (ros.) – tak jest, zgadza się, istotnie.