Page 196 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 196

– Jakem żyw! Ostatecznie czytałem przecież jakiś mój utwór na waszym
           ślubie, napisany specjalnie na tę okazję. Pamiętacie jeszcze ten poemat?
             – Oczywiście, że pamiętam! – wykrzykuje entuzjastycznie. Przypomina so-
           bie jak przez mgłę, że coś odczytywał podczas jej uroczystości w mieszkaniu
           Cederbojmów. Ze strachu, że może ją o to zapytać, powiada szybko: – Skoro
           tak, musicie mi mówić prosto i zwyczajnie: Binele. To naprawdę najwyższy czas,
           żebyśmy poznali się trochę bliżej. Ostatecznie jesteśmy towarzyszami, którzy
           mieszkają w tej samej okolicy. Spotykamy się często w Muzie i mamy wielu
           wspólnych przyjaciół. To, proponuję, powinniśmy wypić bruderszaft, a ja wam
           postawię piwo. Chodźmy do knajpy krawców.
             – Nigdy w życiu, towarzyszko Binele! Od kiedy to pozwalam fraucymerowi
                                                                          162
           stawiać mi piwo? Za kogo wy mnie macie?
             – Jak to za kogo was mam? Nasz ruch jest za równością między kobietami
           a mężczyznami.
             – Tak to istotnie jest, lecz nie gdy chodzi o stawianie piwa.
             Wchodzą do krawieckiej knajpy. Mojsze zamawia piwo dla nich dwojga.
           Binele się nie sprzeciwia. Ma ważniejsze rzeczy na głowie w tym oto momencie
           niż walczyć z nim o swoje prawo do zafundowania piwa. Stuka się kuflem, żeby
           przypieczętować ich bruderszaft, i pociąga długi łyk piwa. Ciarki przechodzą
           przez jej ciało. Jeszcze jeden łyk z kufla, wyciera usta dłonią i uśmiecha się
           szeroko do Mojszego.
             – A więc, co słychać nowego w twoim życiu, Mojsze? Jak idzie praca w związku
           zawodowym listonoszy? – Wie, że Mojsze jest organizatorem i płatnym funkcjo-
           nariuszem tego związku.
             – Już nie jestem u nich. – Macha ręką. – Teraz jestem u furmanów. To zostawia
           mi więcej czasu, żeby oddawać się poezji. Nie samym chlebem człowiek żyje.
             – A czy chociaż zarabiasz u nich dosyć, żeby mieć na chleb z masłem?
             – Nie mogę się skarżyć, Binele, Bałuty są dla mnie jak matka. Uczą mnie,
           jak opędzić cały dzień byle czym.
             – Hm… Ale to, o co właściwie chciałam cię zapytać, to to, jak ci idzie w życiu
           osobistym.
             – Jak może iść dobrze w życiu osobistym, skoro życie społeczne jest pod
           zdechłym psem? – Mojsze rozczesuje swoją kozią bródkę palcami. – Az es kumt
           af kool make, kumt af joched a bloter . To po co właściwie mnie szukałaś, Bi-
                                          163
           nele? Intuicja mi podpowiada, że jesteś już wystarczająco zainspirowana, jak to
           my, poeci, mówimy. My, poeci, jesteśmy bardziej wyczuleni na ludzkie nastroje.
             Binele nigdy nie miała żadnych specjalnie pozytywnych uczuć dla Moj-
           szego Sokratesa. Nie, nie dlatego, że jest mikrego wzrostu ani też nie jest


           162   Fraucymer (daw.) kobieta należąca do dworu królowej lub księżnej, także pokój dla dam.
    194    163   (jid.) Kiedy przychodzi zaraza na ogół, na jednostkę przychodzi ropień.
   191   192   193   194   195   196   197   198   199   200   201